Nico dobrze widział, że przyjaciele się o niego martwią. Coraz bardziej się zamykał. Spędzał czas głównie w klinice, przy Argei, w lesie, w cieniu. Czasami siedział w namiocie siostry i myślał. Nie wracał na noc do przyjaciół czekających na niego, martwiących się. W nocy wędrował ścieżkami, w sam środek lasu. Praktycznie nie spał. Zbladł i chodził w czarnej bluzie, żeby nikt nie wypatrzył go w mroku. Był zmęczony. I czuł się samotny. Powoli wracał do stanu sprzed decyzji o zostaniu w obozie, przed Willem i Argeą.
-Jeszcze się nie obudziła?-zapytał wchodząc do kliniki.
-Nie, Nico.-podszedł do niego Colton, któryś z dzieci Apolla.-Nie musisz przychodzić tutaj co godzinę. Jeśli się obudzi dowiesz się pierwszy. Idź się prześpij. Nie wyglądasz najlepiej.
-Yyy...nie..ja nie...
-Zalecenie lekarza.-uśmiechnął się porozumiewawczo i wyprowadził Nico z namiotu. Syn Hadesa nie miał nic do roboty, więc, może, rzeczywiście się położy. Ale nie chciał iść do swojego namiotu. Wszyscy rzucaliby mu współczujące spojrzenia. Albo zaczęliby się pytać co u niego. Nie chciał tego znosić, więc nogi poniosły go do namiotu Argei, z którego aktualnie nie korzystała. Często tu bywał.
Skierował się w stronę łóżka. Po drodze spojrzał w lustro. Rzeczywiście wyglądał okropnie. Bez namysłu rzucił się na posłanie i leżał. Nie mógłby zasnąć. Zaczął rozmyślać.
Argea spała już cztery dni. Bariera ciągle się sypała. Ludzie bali się, że rozpadnie się na dobre. Ale dzieci Hekate zmieniały się na warcie i podtrzymywały granicę. Jego przyjaciele starali się pomagać jak tylko mogli. Nawet najmłodsze dzieci pomagały walczyć, gotować czy podtrzymywać to wszystko w jednym kawałku. A on? On również angażował się w różne roboty. Głównie powstrzymywał potwory przed podejściem do granicy. Czasami pomagał w klinice. Will nauczył go kilku rzeczy, zanim tu trafili. Nico wiedział że syn Apolla próbował z nim porozmawiać, ale on nie miał ochoty. Ścisnął poduszkę i zamknął oczy. Zaśnij, zaśnij, zaśnij. powtarzał sobie.
-Nic z tego.-rzucił zdenerwowany. Poduszka poleciała przez namiot w stronę wejścia.
-Au!-Nico usłyszał głos Willa.-Nico?-chłopak tylko bardziej się skulił na łóżku i przestał oddychać. Idź sobie. myślał. Ale złotowłosy nie ustąpił, tylko wszedł do namiotu. Spojrzenie chwile błądziło po ciemnościach, aż dostrzegł sylwetkę ściśnięta między poduszkami.
-Nico.-powiedział łagodniej.-Halo?
-Zostaw mnie.-wyburczał syn Hadesa.
-Raczej wątpię. Dlaczego unikasz mnie przez 24 godziny na dobę?-zrobił smutną minę.-Już mnie nie lubisz?-spytał niewinnie.
-Tak, właśnie tak. Nie lubię cię.-odpowiedział, ale oboje wiedzieli, że to nie prawda. Will parsknął śmiechem.
-Naprawdę?-zaczął się skradać w stronę Nico. Chłopak zajarzył o co chodzi.
-Nie.-rzucił.-Nie, nie, nie. Will! Nie zrobisz tego!-i cisnął w niego poduszką, ale chłopak od Apolla złapał ją w locie.
-Naprawdę?
-Dobra lubię cie. A teraz sobie idź.-Syn Hadesa wyglądał jakby próbował wcisnąć się w ścianę.
-Nie.-Will uśmiechnął się chytrze i podszedł jeszcze trochę.
-Will! Przerażasz mnie! Wystarczy jak powiem, że cię lubię?
-Nie!- i w tej chwili rzucił się na Nico i zaczął go gilgotać.
-Will! Jestem Królem Upiorów! Jak ty mnie traktujesz!-rzucił oburzony i zaczął dławić się śmiechem.-Nienawidzę cie!
-Ej! Przed chwilą mnie lubiłeś!-Will zrobił minę smutnego szczeniaka.
-Przestań! HHAHA! Dobra, trochę cie lubię! Zostaw mnie!-Nico bolał brzuch i szczęka od tak nagłego napadu śmiechu.
Kiedy Will skończył się bawić kosztem Nico postawił go na nogi i wyprowadził na zewnątrz.
-Idź gdzieś pomóc.-rozkazał z uśmiechem i podbiegł do jakiegoś chłopaka od Hekate. Syn Hadesa chwilę plątał się wśród ludzi. Dzieci przebiegały mu pod nogami. Starsi kiwali mu głowami na przywitanie. Nico pomyślał że mógłby tak żyć. Ale on już wybrał swoją drogę-drogę herosa. Chciałby pobiec do kliniki i zobaczyć tam Argeę która pewnie strzeliłaby jakąś sarkastyczna uwagą. "Weź się w garść" skarcił się w duchu i podbiegł do Bucka czekającego przy granicy.
-Hej.-przywitał się cicho.
-Cześć Nico.-rudzielec wyglądał jakby długo nie spał.-Po co przyszedłeś?
-Chciałbym w czymś pomóc.-syn Hekate wzruszył ramionami.
-Tutaj raczej się nie przydasz. Idź może do namiotu strategów, do Connie. Ona przydzieli ci zadanie.
Nico jak najszybciej pobiegł do znerwicowanej dziewczyny.
-Connie!-zawołał na progu. Za sterty szafek wyłoniła się blondynka z dużą ilością ołówków we włosach.
-Tutaj. Co znowu?-spojrzała na niego szybko po czym zaczęła coś zawzięcie notować.
-Buck powiedział, że masz dla mnie jakieś zadanie.-chłopak oparł się o jedną z półek. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak szybko biegł. Płuca go paliły. "Trzeba było więcej ćwiczyć"-Więc jak?-dziewczyna spojrzała na niego sceptycznie po czym wyrwała z dziennika jakąś kartkę i podała mu.
-Znowu?-wyjęczał, ale posłusznie udał się w stronę kliniki. Na kartce było napisane: Pomóż Connorowi, idioto! Całusy Connie. Namiot przeznaczony dla chorych był na drugim końcu, noo..."obozowiska", więc zbierało się na miły spacer.
Gwiazdy świeciły bardzo jasno, co świetnie zgrywało się z atramentowym kolorem nieba. Trawy szeleściły pod butami. Drzewa szumiały spokojnie. Gdzieś daleko było słychać wodę. "A no tak. Niedaleko jest staw." przypomniał sobie czarnooki. Słyszał, że Percy zaczął dogadywać się z nowym rodzeństwem. Nico naprawdę było miło słysząc to. Zawsze chciał dobra Perciego. Tylko że od dwóch lat w inny sposób. Pamiętał jak kiedyś był w nim zauroczony. Prawie roześmiał się na to wspomnienie.
-Nico!-usłyszał krzyk Jasona. Zatrzymał się i poczekał aż syn Jupitera go dogoni.
-Tak?
-Poczekaj.-Jason ciężko oddychał, chyba nabiegał się szukając go po całym Domu.-Argea...-wydyszał.-Ona...-nie skończył, ponieważ syn Hadesa rozmył się w cieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz