poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział siedemnasty [Jonathan]

  Właśnie szedłem za najpiękniejszą dziewczyną pod słońcem. Nawet od Afrodyty. Tak, byłem tego pewien. Jej czarne włosy lekko kołysały się przy każdym jej ruchu. Bransoletka na nodze cicho brzęczała. Podobała mi się. W sensie dziewczyna. Nie bransoletka, chociaż ona też była ładna. Przez chwilę szliśmy cicho, a ja tak bardzo chciałem usłyszeć jej głos.
-Więc...idziemy do zbrojowni wybrać ci jakiś miecz?-uśmiechnąłem się mimowolnie. 
-Mam już broń.-powiedziała przez ramię, więc mogłem przez sekundę zobaczyć jej oczy. Były tak mocno czerwone. I tak do niej pasowały. 
-Oh. Ok.-odwróciłem wzrok od jej twarzy i zapatrzyłem się w morze niedaleko. Chyba miała zamiar coś powiedzieć, ale przerwał jej pisk Drew.
-Johny!-Nie, proszę. Nie.
-Hej Drew.-pomachałem jej.-Co jest?
-No jak to?! Chodź zabieram cię od niej!-złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę plaży. Po chwili się wyplątałem.
-Nie Drew. Zostaję. Miałem pomóc Hier...-wskazałem dziewczynę czekającą cierpliwie zaledwie kilka metrów od nas.
-Pomóc?-prychnęła rozbawiona. Tak słodko zadziera nosek.-To będzie trening dla ciebie.
-Ta na pewno.-odkrzyknąłem po czym wróciłem do córki Afrodyty.-Widzisz. Jestem zajęty. Ale może kiedy indziej. Podbiegłem do kruczowłosej i poszliśmy na arenę.
  Kiedy weszliśmy, dzieci Aresa akurat nabijały kukły na włócznie. Kilka znudzonych nastolatków siedziało na trybunach. Hier zaczęła iść w stronę brutali ale delikatnie ją odciągnąłem.
-Wiesz...może przyjdziemy za godzinkę?-złapałem ją za łokieć i pociągnąłem w stronę wyjścia. Ale ona mocno zaparła się stopami i nie miała zamiaru się ruszyć.
-Nigdzie nie idę! Przyszłam poćwiczyć i to zrobię!-wyrwała mi się i podbiegła do wysokiej brunetki. Clarisse. Zaczepiła ją i już myślałem że oberwie kiedy Clarisse uśmiechnęła się i skinęła głową. Ale to nie był przyjazny uśmiech.-Załatwione!-czarnowłosa podbiegła do mnie i złapała mnie bez krępacji za rękę.-Chodź! Będzie fajnie. Takie tam ćwiczenia. Dwa na dziesięć.
-Co?-spytałem, ale ona tylko przewróciła oczami i zaciągnęła mnie na środek.
-Clarisse!-ryknęła w stronę grupowej.-Zmiana planów!-tamta pokazała kciuk w górę i wróciła do rodzeństwa. Chyba planowali jak nas roznieść.-Idź.-przyjaciółka popchnęła mnie w stronę trybun.
-Ale..
-Pokażę im jak się to robi w Domu.-uśmiechnęła się diabolicznie i cisnęła mnie mocno na ławkę. Posłusznie usiadłem, ale miałem przeczucie, że zaraz będę musiał biec sprintem po tych od Apolla, żeby nasza mała Hier nie wykrwawiła się w piachu.
  Zaraz miało się zacząć. Arena była doskonalona przez kilka miesięcy, więc teraz przecinały ją małe szczeliny. Gdzieniegdzie rosły pagórki. Było dużo jeziorek i rzeczek. Tak, żeby można było wykorzystać swoje talenty. Tylko jaki talent miała Hier. Nie znałem nigdy dziecka Achlys. Bo teoretycznie ona nie powinna mieć dzieci. Ale jednak cieszyłem się że Hier jest. 
  Ci od Aresa zajęli strategiczne pozycje. Ustawieni byli w półkolu od Hier. Ona spokojnie stała na środku. Nie miała broni w rękach. Kiedy któryś ze znudzonych nastolatków mocno zagwizdał, schyliła się błyskawicznie i oderwała zawieszkę z bransolety. Natychmiast podrosła w piękne szare ostrze. Rękojeść ozdabiała czerwona wstążka z nędzną kokardką. O ironio. Było lekko zakrzywione ku górze. Dobra, może jednak nie będę z nią zadzierał. Albo może....Zobaczę jak walczy.
  Zaczęło się. Na pierwszy ogień wyszedł muskularny chłopak. Ale ona wydawała się go nie widzieć. Nagle upadł i zaczął płakać. To samo stało się z dwoma następnymi. Teraz cała trójka ryczała na ziemi. Hier nawet się nie przemęczyła. Nadal stała spokojnie. Nawet się specjalnie nie rozglądała. W jej stronę zaczęła biec wysoka blondynka z wyciągniętą włócznią. Czarnowłosa zablokowała uderzenie, po czym dziewczyna oberwała kolanem w brzuch. Chłopak, już wyraźnie wnerwiony podszedł po cichu od tyłu. Chciałem krzyknąć, ale brunet klęczał już z mieczem przy gardle. Nieźle. Bliźniaki, jak oni mieli, Bono i Benedykt, nazywaliśmy ich BB, rzucili się na dziewczynę z obu stron. Złapała miecz dwoma rękami i rozdzieliła na dwa ostrza. Zapamiętać, jest niebezpieczna. Kiedy jednym z ostrzy blokowała Bono walczyła drugim z Bene, aż wkońcu natrafiła na dziurę w pancerzu i wbiła tam miecz. Oczywiście nie tak żeby zabić, ale na tyle żeby chłopak padł na glebę. Teraz odepchnęła Bono który uderzył dość mocno w skałę za plecami. Na szczęście, dzieci Aresa maja mocną czaszkę.
  Została tylko Clarisse. Widać było, że jest mocno wnerwiona. Tak nędznie wyglądająca dziewczynka sprała jej rodzeństwo zaledwie w kilkanaście minut? Musiałem się uśmiechnąć. Clarisse próbowała cięcia z lewej, prawej, pchnięcia w brzuch, bok, w głowę. Nic. Nawet nie zadrasnęła córki Achlys. Hier najpierw podcięła jej nogi, a kiedy dziewczyna upadła przyłożyła jej miecz do serca. 
  Zaraz potem podała jej dłoń i pomogła wstać. Brunetka poklepała ją po plecach i roześmiała się serdecznie.
-No w końcu!-ryknęła na całą arenę.-Ktoś godny walki!-poprawiła bandanę i wyszła razem z Chrisem. Zaraz zleciały się nastolatki z kliniki i porwały dzieci Aresa na kuracje. Arena opustoszała, aż w końcu byłem tam tylko ja i Hier.
-Nieźle ci poszło.-pochwaliłem ją.
-Naprawdę?-zapytała. Nie usłyszałem sarkazmu więc po prostu odpowiedziałem:
-No tak. Chcesz jeszcze poćwiczyć?-wyszczerzyłem żeby w wesołym uśmiechu. Ona również ciepło się uśmiechnęła. To rozgrzało moje serce.
-Jasne że tak.
  Ćwiczyliśmy do obiadu. Na końcu zapytałem, bardzo zawstydzony, czy pójdzie razem ze mną na występ Argei i dzieci Apollina.
-Myślę, że mogłabym.-ona również lekko się zaróżowiła, więc trwaliśmy tak chwilę ze złączonymi dłońmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz