niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział ósmy [Nico]

  Nico długo nie mógł zasnąć. Jak Argea przeżyła całe dwa lata w Tartarze? Słyszał spokojne oddechy swoich przyjaciół. Kiedy Buck wyszedł od razu położyli się spać. Will wytwarzał wokół siebie jasną aurę oświetlając kąt namiotu. "Kiedy rano spotkam Argeę, zapytam ją o to wszystko." postanowił sobie po czym zamknął oczy. Od razu przyśnił mu się sen.
  Argea rozmawiała z Artemidą, chyba się spierały. Niedaleko Oktawian stał oparty o drzewo i bawił się dymem w dłoni. Nico nadal mu nie ufał. Ale...jeśli Argea była pewna jego intencji, to może... Dostrzegł jakiś ruch w lesie. I znowu. Oktawian podbiegł do dziewczyny rozmawiającej z boginią i szepnął jej coś na ucho. Argea pokazała Artemidzie żeby poczekała, a ta od razu się obruszyła i zwołała Łowczynie. Dwójka herosów, chłopak i dziewczyna wbiegli w głąb lasu. Niebo przerwał piorun, po czym poniósł się przerażający ryk. Nico nie było tam cieleśnie, ale i tak poczuł, że włoski na karku stają mu dęba. Nawet Artemida okazywała strach. Razem z Łowczyniami wbiegła w puszczę, w stronę ryku. Nico podążał za nimi, przedzierał się przez las. Drzewa szarpały mu ubranie, ale nie zważał na to. Chciał zobaczyć co z jego siostrą. Rzeczywiście była uparta i pyskata, ale naprawdę ją kochał. Lubił to jak rządziła, jak traktowała dzieci i dorosłych. Swoich ludzi. Jak o nich dbała. Podobno te misje miały być bezpieczne. Akurat ta na taką nie wyglądała.
  Przeteleportował się cieniem kilka metrów przez boginię łowów. Spojrzał na nią i zobaczył strach i...czy to była troska? Wyglądała strasznie. Nigdy nie widział bogini w takim stanie.  Łowczynie miały zacięte miny, ale widać było że odbierają uczucia swojej pani. Co tu się dzieje? Już za chwilę mieli dobiec do polany gdzie piorun przerwał niebo, gdy nagle Nico usłyszał krzyk swojej siostry, a sen rozpadł się jak zbite lustro.
  Obudził się z krzykiem. Na szczęście nikogo nie obudził. Nikogo nie było w namiocie. Pewnie nie chcieli go budzić. Ubrał jeansy, koszulkę obozu i zarzucił na siebie jeszcze czarną bluzę ze skrzyżowanymi piszczelami. Znowu wyglądał jak przykładowe dziecko Hadesa. Wyszedł z namiotu.
  Najpierw poraziło go to, że było zimno i mżyło. Dawno nie czuł deszczu na skórze. Praktycznie w ogóle nie opuszczał granic obozu. Zaraz potem spostrzegł, że ludziom to nie przeszkadza. Dzieci bawiły się w kałużach, a starsi spokojnie wykonywali swoje obowiązki. Przez chwilę mignęła mu gdzieś Annabeth z Percy'm, ale zatrzymał go Will.
-Cześć Nico.-syn Apolla szczerzył się głupio. Widać było, że on także jest zaskoczony tak nagłą zmianą pogody.-Pada.
-Nie zauważyłem.-Nico burknął coś pod nosem i zaczął iść w stronę namiotu strategów.
-Ej.-Will pomachał mu dłonią przed twarzą.-Co jest?
-Miałem sen. Nic takiego.-chłopak wyglądał jakby chciał jeszcze coś dodać, ale zamilkł.
  Kiedy weszli do namiotu wszyscy obrzucili ich spojrzeniem lub kiwali głowami na powitanie.
-Hej.-Connie wyglądała na wykończoną. Włosy miała w nieładzie a pod oczami pojawiły się sine ślady.-Przepraszam za mój wygląd. Mamy dużo obowiązków.-powiedziała jakby czytając im w myślach.-Więc pytam się grzecznie: Czego?
-Argea wróciła?-Nico znał odpowiedź.
-Nie.-dziewczyna pokręciła ponuro głową.
-Coś się stało.-Syn Hadesa był tego pewien. Oni popatrzyli na niego jakby oszalał, więc opowiedział im swój sen.
-Mamy problem.-Connie skrzywiła się i wyjęła ołówek z włosów. Zaczęła kręcić nim między palcami.
-Ale co się mogło stać?-Will był naprawdę ciekaw. Nawet polubił Argeę.
-Trzeba się tego dowiedzieć.-Nico zamyślił się na chwilę, ale tylko na chwilkę, ponieważ przerwał mu huk i dźwięk jakby rozbijało się szkło.
-Bogowie.-Connie westchnęła cicho.-Nie, nie, nie.-Cofała się w głąb pomieszczenia.-Nie, błagam, proszę. Nie!
  Do namiotu wbiegł Buck wraz z kilkoma braćmi od Hekate. Obrzucił spojrzeniem chłopaków po czym podbiegł do dziewczyny kulącej się na podłodze.
-Connie. Zabierz dzieci do namiotu Argei.-dziewczyna zaniosła się płaczem ale wybiegła spełnić polecenie.
-Co się dzieje? Co to za dźwięk?-Nico ledwo nadążał za chłopakami.
-Bariera.-Buck głośno przełknął ślinę.-To bariera.
-Co?-Will próbował przekrzyczeć hałas.
-Argea jest związana z barierą. Jeśli ona słabnie-bariera również. Nie przydacie się tutaj. Dzieci Hekate sztucznie podtrzymają barierę. Będziemy mieli czas na ewakuacje.
-Co?-Nico aż się zakrztusił słysząc te słowa.-Chcecie porzucić to wszystko na co pracowała Argea?
-Nie chcemy. Musimy.-widać było że sam nie wierzy w te słowa.-Idźcie.
  Wiedząc że tak się na nic nie przydadzą, zawrócili. Po chwili huk ustał. Znaleźli swoich przyjaciół w namiocie strategów.
-Co to było?-Piper wyglądała blado. Nico opowiedział im swój sen, a Will rozmowę z Buckiem.
-Czyli Argea jest w niebezpieczeństwie. I nawet Łowczynie nie mogą jej pomóc?-Percy obejmował jedną ręką Annabeth.
-Tego nie wiemy.-stwierdziła córka Ateny.-Może odniosła po prostu rany. Może teraz Łowczynie je opatrują?
-Wątpię.-Nico przyznał cicho.-Jeśli tak, to dlaczego wtedy kiedy była ranna, jak ją znaleźliśmy bariera się nie rozpadała? Coś jej jest. Napewno.-Na zewnątrz podniósł się gwar. Ludzie zaczynali coś krzyczeć lub wzdychać z ulgą lub przerażeniem. Przyjaciele wyszli z namiotu i weszli w tłum, który zaczął się rozstępować, żeby przepuścić Nico. Chłopak próbował nie puścić się biegiem i zobaczyć co z jego siostrą. Will chyba go rozszyfrował i położył mu dłoń na ramieniu. Na ziemie spadła smuga dymu. Kiedy czarna kurtyna rozpłynęła się wraz z wiatrem pokazał się Oktawian. W ramionach trzymał bezwładne ciało Argei. Wyglądał jakby płakał. Miał zapuchnięte i czerwone oczy. Kilka dzieci Apolla położyły dziewczynę na noszach. Z jej dłoni wypadł czarny miecz i rozpłynął się kilka centymetrów nad ziemią. Ludzie zaczynali szeptać. Starsi rozumieli powagę sytuacji i zabrali dzieci. Zostali tylko Nico, Will, Percy, Annabeth, Piper, Jason, Connie, Buck, Cassandra i Oliver.
  Cassie podeszła do Perciego i ścisnęła go za ramię. Oliver po prostu powiedział coś na pożegnanie.
-Jakbyś chciał odpocząć, znajdziesz nas nad jeziorem.-Cassie uśmiechnęła się smutno i odeszła z bratem ścieżką.
-Śmieszne. To my powinnyśmy ich pocieszać. Ja przecież prawie nie znałem Argei. Aua!-Percy syknął kiedy Jason wbił mu łokieć w żebra.
-Ty rzeczywiście masz glony zamiast mózgu.-Will wskazał na Nico.
  Syn Hadesa stał prosto patrząc się w dal. Nie docierały do niego słowa przyjaciół. Znowu zawiódł. Następną siostrę. Czuł się pusty i bezwartościowy. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
  Will martwił się o Nico. Przyjaciele skierowali spojrzenia na czarnowłosego. Chłopak zacisnął pięści. Po twarzy popłynęły łzy. Ledwo czuł je na twarzy. Płakał bezgłośnie. Nikt się nie odezwał. Chłopak po prostu obrócił się w stronę drzew. Will próbował złapać go za rękę, ale dłoń przeniknęła ciało chłopaka.
-Nie.-szepnął, ale Nico już rozpłynął się w cień.

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział siódmy [Nico]

  Na nogach stali tylko Nico i Argea. Reszta ich przyjaciół leżała lub siedziała na ziemi. Will zwymiotował gdzieś w krzaki.
-Ostrzegaj następnym razem.-wyjęczał.
  Nikt nie ucierpiał. Ale też nikt nie wiedział gdzie są. Stali w środku ciemnego lasu. Gdzie nie gdzie widać było promienie słońca. Co chwila Nico dostrzegał świecące oczy w głębi krzaków.
-Gdzie jesteśmy?
-Nie mogę powiedzieć. Muszę was wprowadzić.-Argea zaczęła oddalać się ścieżką. Wszyscy jak najszybciej wstali otrzepali się z pyłu i ruszyli za nią. Szli w milczeniu aż dotarli do niebieskiej bariery ochronnej.
-Dalej nie przejdziecie. Jesteście za bardzo...herosami.-skrzywiła się na to słowo.-Poczekajcie.-zamknęła oczy i dotknęła bariery. Zaczęła otwierać się szczelina. Wszyscy zrozumieli co mają zrobić. Kiedy Percy wszedł ostatni szczelina zamknęła się oddzielając ich od Argei.
-Hej!-Nico próbował wyjść ale nie mógł przejść granicy. Argea po prostu poszła do przodu przechodząc przez błyszczącą ścianę.
-Spoko. Mi nic nie zrobi.
-Ale dlaczego my nie możemy wejść ani wyjść?-Percy spojrzał podejrzliwie na dziewczynę.
-Mówiłam, że obóz wcale nie jest najbezpieczniejszym miejscem. Przez barierę może przejść tylko ten kto należy do tej ziemi.-uśmiechnęła się nieśmiało.-Chodźcie dalej. Zaraz dojdziemy.
  Po chwili marszu weszli na polanę pełną namiotów. Były mniejsze i większe, ale wszystkie wyglądały podobnie. Wszędzie stali ludzie. Rozmawiali i śmiali się. Po polanie biegały dzieci. Najmłodsze miało siedem lat. Kilka osób dostrzegło już Argeę i jej przyjaciół.
-Wow.-szepnęła Annabeth łapiąc za rękę Perciego.
-Argea!-krzyknęło kilka osób. Podbiegł do nich chłopiec.
-Argea! Popatrz!-po czym zmieniło się w dym. Kiedy chłopiec znowu był chłopcem Argea poklepała go po głowię i powiedziała:
-Bardzo ładnie Sam. A teraz zmykaj.
-Kim oni są?-Jason nie krył podziwu.
-Wszyscy to półbogowie. Wiecie...-zaczęła zdanie ale nagle podbiegła do nich dziewczyna z powtykanymi ołówkami w blond włosy.
-Argea!-krzyknęła.-Szybko, szybko! Nie ma czasu.
-Już idę.-skinęła jej głową.-Zaraz dojdę tylko przydzielę kogoś do pokazania im Domu.-wskazała na Nico i innych.
-Jasne.-dziewczyna uśmiechnęła się po czym smużka dymu poleciała do największego namiotu.
-Przepraszam. Mam dużo na głowię.-Argea westchnęła głęboko.-Buck!-krzyknęła. W ich stronę podbiegł chudy chłopak. Miał płomiennie rude włosy, zielone oczy i piegi na nosie.
-Jesteś!-uniósł dziewczynę wysoko nad ziemie, ale zaraz zrozumiał swój błąd. Postawił ją na ziemi.-Przepraszam.-zarumienił się.
-Oprowadź ich po Domu, a kiedy skończysz przyprowadź ich do mnie.-zamierzała odejść ale jeszcze zawołała przez ramię.-Aha! I jeszcze wpadnij po Oktawiana!-zmieniła się w dym i poleciała w stronę namiotu. Chłopak jeszcze się za nią patrzył po czym powitał gości.
-Witajcie. Jestem Buck.-podał każdemu dłoń.-A to jest Dom. Żyjemy tutaj w spokoju. Zazwyczaj.
-Ale...co tu robi tylu herosów?-Annabeth wydawała się zaniepokojona.
-Żyje.-chłopak wzruszył ramionami.-Wszyscy wybrali inna drogę niż wy. Woleli być bezpieczni i żyć jak normalni ludzie. Miejsce powstało dość niedawno. Chyba dwanaście lat temu. Wielu z nas już jest w miastach i żyję. Są też starsi. Niektórzy mają już trzydziestkę i żyją. Mają rodzinę. Niektórzy zostają tutaj i uczą innych.
-Gdybym dowiedział się o tym wcześniej...-Percy zaczął coś mówić ale chłopak mu przerwał.
-To nic by nie zmieniło. Na tę polanę trafiają ci którzy odrzucili chęć bycia herosem. Nie chcieli ginąć, tylko dlatego, że ktoś chciał by walczyli. Kiedy się tu pojawiasz, masz wolność. Jeśli świadomie podejmiesz decyzję dostajesz Dym.-stworzył czarną kulę w dłoni.-Kiedy wy walczycie, my ewakuujemy śmiertelników, nakładamy mgłę. Chronimy ich. To wspaniałe miejsce. Czasami mamy drobne misję od bogów, ale tak nikt o nas nie wie. Wszyscy jesteśmy wielce wdzięczni Argei.
-Czekaj.-Will nie nadążał.-Argei?
-Tak. Ona założyła to miejsce, zbudowała tę wioskę, ochroniła nas barierą i obdarzyła Dymem. Jest naszym dowódcą. Chroni nas wszystkich.-otoczył rękoma całą wioskę.
-Wow.-Jason naprawdę był pod wrażeniem.-Czyli mówisz, że miejsce powstało kiedy? Dwanaście lat temu?
-Tak. Argea miała sześć lat.
-Co?-powiedzieli jednocześnie.
-Nie mogę o tym mówić.-pokręcił smutno głową.-Może ty mógłbyś ją zapytać.-zwrócił się do Nico.-W końcu jesteś jej bratem, prawda?
-Skąd wiesz?-wyszeptał.
-Jeśli ona ci nie powiedziała, to lepiej żebym ja tego nie robił.-odwrócił się i zaczął wymieniać namioty.-Tam jest klinika, tam jest namiot strategów tak jakby "biuro" Argei i jej zastępcy, zaraz obok stoi jej namiot. Tę wszystkie małe są mieszkańców. Tamten to zbrojownia, a ten po lewej to kuchnia.
-A ta ścieżka?-widać że Perciego zaciekawiło to miejsce.
-Stamtąd przychodzą.-zapatrzył się chwilę w tamto miejsce.-Aha. Jest jeszcze jedno miejsce, ale nikt tam nie chodzi. To znaczy, prawie. Tylko Argea tam bywa. To cmentarz.
-Dlaczego nikt tam nie chodzi? Przecież skoro tam leżą zmarli to...-Nico był trochę smutny.
-Właśnie o to chodzi, że jest tam tylko jeden grób. U nas nikt nie umiera na misjach. Bo one nie są na tyle niebezpieczne, żeby ktoś ginął. Jak już mówiłem, tam jest tylko jeden grób.-wzruszył ramionami.-Nazywał się Zackhary Miles. Po tym jak zginął...może powiem, że Argea nieco się załamała.
-Kim dla niej był?-Piper lubiła rozmawiać o uczuciach innych.
-Był jej...-zawahał się.-Powiedzmy, że przyjacielem. Sami się jej zapytajcie. Jeśli powiem, to mnie zabije. Nie żartuje. Opuściła nas na dwa lata, wróciła rok temu.
-Powiedziała dokąd się wybrała?-Nico był bardzo ciekaw, co robiła jego siostra w tym czasie.
-Tak. Tu nie mamy tajemnic. Żyjemy jak wielka rodzina. Zaprowadzę was do namiotu strategów.
  Jeszcze zanim weszli było słychać rozmowy toczące się w środku. Nico nie spodziewał się jak to będzie wyglądało. Na środku stał stół z mapą świata. Ściany były zawalone różnymi broniami, narzędziami i tablicami. W środku było kilka osób: ta blondyna, dwie inne dziewczyny i chłopak. Za stołem stała Argea, która wyglądała jakby zestarzała się przynajmniej o dziesięć lat. Nie miała ani chwili wytchnienia.
-Jesteście. Gdzie Oktawian?-zmrużyła oczy.
-Oh, zapomniałem. Już lecę.-Buck zmienił się w strużkę dymu i wyleciał przez otwór.
-Connie?-Argea zwróciła się do blondyny.-Co z tą misją od Hermesa?
-Oh, jasne. Już.-Connie zaczęła sprawdzać notatki.-Zgubił paczkę.
-Dobra, wyślij Shailene i....
-Czekaj.-blondyna uciszyła na chwilę Argeę.-Zgubił ją w morzu. Rozumiesz. Posejdon.-przewróciła oczami.
-Czyli..przydałoby się dziecko Posejdona.
-Na mnie nie patrzcie.-Percy próbował się wykręcić.
-Spokojnie. Nic od ciebie nie wymagam.-uśmiechnęła się zmęczona.-Connie poślij po Cassandrę i Olivera. Oni powinni sobie poradzić.
-Co u ciebie?-Nico nie mógł wymyślić nic bardziej kreatywnego.
-Dobrze. Dzień jak co dzień.-westchnęła.
-Cassie powinna być za kilka minut. Aha. Irys dzwoni.-Connie przeleciała kilka kartek z notesu.-Oh, jeszcze to...bariera ze strony południowej zaczęła się kruszyć. I jeszcze Jim podpalił namiot Sama. Ah, te dzieci.-przewróciła oczami.
-Coś jeszcze?-Argea właśnie odbierała iryfon od Irys.-Poczekajcie. Tak. Oczywiście. Jak najbardziej.
  Herosi byli przerażeni tym w jakim tempie musiała pracować Argea.
-Dobra, Irys. Pa. Mark! Lecisz na Manhattan. -chłopak zasalutował i wyszedł. Zaraz po tym, do namiotu wszedł blondyn. Dawny wróg...no wszystkich. Oktawian. rzymski augur któremu odbiło. Nico myślał że pozwolił mu się zabić.
-Cześć, Argea.-podszedł do dziewczyny i pocałował ją w policzek, nie zwróciła na to uwagi i pracowała dalej.
-Witaj Oktawian.-mruknęła.-Jestem zawalona pracą. Może byś pomógł?
-Właśnie załatałem tą dziurę w barierze.-zrobił niezadowoloną minę.
-Masz szczęście.-westchnęła.-Znacie się już z Oktawianem?-zapytała ale wiedziała co odpowiedzą.
-Tak.-wykrztusił Nico. Reszta jego przyjaciół była blada jak ściana.
-Witajcie, przyjaciele.-Oktawian przywitał się z nimi po czym wrócił do Argei.-Coś jeszcze?
-Tak. Za chwilę wyruszamy pomóc Artemidzie. Ja, ty i Connie. Przepraszam Nico. Aha, jeszcze poczekajmy na Cassie i Olivera. O wilku mowa!-Do namiotu weszła dziewczyna, miała chyba piętnaście lat. Czarne włosy zaplecione miała w długi warkocz. Jej oczy miały kolor morza. Całe ramiona, nogi i twarz miała w bliznach. Ale nie odejmowało jej to urody. Zasalutowała i uśmiechnęła się szeroko.
-Melduję się na rozkaz!
-Cassie, Percy. Percy, Cassie.-Argea przedstawiła ich sobie.-Gdzie Oliver?-zmarszczyła brwi.
-Tutaj!-do namiotu wbiegł ośmioletni chłopczyk. On również był cały w bliznach. Niektóre rany były świeże. Wyglądał podobnie jak siostra. Te same włosy i oczy. Ten sam uśmiech.
-Zamierzasz wysłać tego dzieciaka na misję na morzu?-źrenice Perciego rozszerzyły się gwałtownie.
-Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?-Oliver zabrał głos.
-Eee...-Percy czuł się zażenowany, że sprzeciwił mu się dzieciak. Jednocześnie go podziwiał.
-Tak myślałem.-Oliver prychnął.
-Koniec.-przyglądała się im w jakimś zdumieniu.-Oliver?
-Tak?
-Ładnie się przedstaw. Proszę.
-Ok.-wzruszył ramionami. Wyciągnął rękę do Perciego.-Oliver Philips. Syn Posejdona.-Perciego aż zatkało.
-Co?-wykrztusił.
-A myślałem że mój brat jednak będzie mądry.-westchnął zrezygnowany.-Możemy już iść?-zwrócił się do zadowolonej Argei.
-Jasne.-W rękach dziecka powstał miecz z dymu oraz hełm i napierśnik.
-Dawaj siostra!-To samo zrobiła dziewczyna. Razem zmienili się w dym i wylecieli otworem w suficie. Percy stał z szeroko rozdziawioną buzią wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Annabeth była lekko przestraszona.
-Dobra. To mamy z głowy. Lily. Zaprowadź ich do namiotu. Oktawian. Zbieraj się. Wrócimy jutro rano.-na głowie Argei pojawił się hełm, w ręce miecz i dołożyła jeszcze napierśnik. Oktawian zrobił to samo i dwie strużki dymu przeleciały przez tkaninę.
  Wszyscy razem siedzieli w namiocie. Ten dzień był dziwny. Lily co chwile przychodziła i pytała się czy czegoś potrzebują. Jason i Piper grali w karty przy stole. Annabeth rozmawiała po cichu z Percim. A Nico i Will siedzieli na łóżku nie odzywając się do siebie. Kiedy zaczęło się ściemniać przyszedł do nich Buck.
-Co u was?-spytał i usiadł na ziemi.
-Hmm...nic ciekawego.-Will wzruszył ramionami.
-Już cię lubię. A ty Percy?
-Trochę mi nie dobrze. Dowiedziałem się że mam dwoje rodzeństwa. I już mnie nie trawią.-skrzywił się na to wspomnienie.
-Oliver taki nie jest, nie na co dzień.-zamyślił się na chwilę.-Dzieciak dużo przeszedł.-Nico przypomniał sobie te blizny na ramionach Olivera i Cassandry.
-Co im się stało?
-To co zwykle dzieje się herosom. Zaatakowały ich potwory, ledwo przeżyli. Cassie błagała o schronienie, więc kiedy uciekali natrafili na tę polanę, gdzie ich przyjęto. Potwory nie mają tu wstępu. Byli nieźle poranieni, co zresztą widać.-uśmiechnął się smutno.
-Rozumiem. Co łączy Oktawiana z moją siostrą?
-Tak właściwie to nic. Oktawian jest spoko. Uratowała go, darowała mu życie. Bardzo szanuje Argeę. Może czasami przesadza.
-Argea ci się podoba.-powiedziała nawet nie patrząc na Bucka.
-Dobra. Wygrałaś. Nie ma co się kłócić z dziećmi Afrodyty. Ale ona nie chce się z nikim spotykać.-pokręcił głową.-Minęły trzy lata ale ona i tak nie pogodziła się ze śmiercią Zacka. No, może się pogodziła, ale już nikogo nie chce. Więc jej nie naciskam.
-Tak właściwie....co się stało z Zackiem?-Piper współczuła Argei.
-Zginął w wojnie z tytanami.-Buck zagryzł wargi.
-Tak? Był w obozie? Nie przypominam sobie żadnego Zacka.-Percy zamyślił się na chwilę.-Jak wyglądał?
-Wysoki blondyn, niebieskie oczy. Przystojny.
-Nie. Nie znałem gościa.-Percy się poddał. Nie znał nikogo takiego.
-Nie dziwię się. Nie był w żadnym z obozów.
-Aha.-do rozmowy postanowił włączyć się Will.-Czyli był z wami?
-Nie. On był śmiertelnikiem.
-Naprawdę?-Nico było szkoda siostry. Sam stracił kogoś bliskiego.
-Taa. Byli razem. On miał siedemnaście lat, a ona piętnaście.-Jason zagwizdał, ale nikt się nie odezwał.-Podczas kiedy wy walczyliście, my chodziliśmy po ulicach pomagając ludziom. opatrując rany. Wyciągając ich z aut lub spod nich. Odciągając z dala od drogi. Po prostu pomagaliśmy, gdzie tylko mogliśmy. Nie braliśmy udziału w bitwie. Ona też się starała, ale jej myśli krążyły tylko wokół niego. Pomagała wszystkim po drodze ale szukała tylko jego.-przerwał na chwilę, żeby wziąć oddech.
-Nie znalazła go?-spytała cicho Piper.
-Znalazła.-przyznał Buck.-Martwego. Jak upadł rozbił czaszkę o beton. No i miał zbłąkaną strzałę dziecka Apolla w piersi. Znienawidziła półbogów. Obwiniała was i nas o tę wojnę. Ale wiedziała że to złe. Tydzień po tym, kiedy go pochowaliśmy, powiedziała że bierze urlop. Że musi nauczyć się znowu lubić herosów. Bo wkońcu to my byliśmy jej jedyną rodziną. No i byliście jeszcze wy, w sensie ty i Bianca.-spojrzał na Nico.-Więc zniknęła na dwa lata.
-Powiedziałeś, że wiecie gdzie była. Gdzie?-Jason wiedział że pożałuje tego pytania.
-W Tartarze.-wyszeptał.

Rozdział Szósty [Argea]

  Argea wiedziała co ma teraz zrobić, podeszła do Piper, założyła jej na szyję medalion i przetarła jej twarz z łez.
-Spokojnie-uśmiechnęła się smutno.-Mogło być gorzej.-po czym odsunęła się od dziewczyny i zaczęła iść w stronę granicy obozu. 
-Co robisz?-Nico pojawił się zaraz obok niej.
-Czas żebym wracała. Nie było mnie dość długo. Jeszcze kogoś wyślą. I co wtedy?-Argea wzruszyła ramionami.-Żegnaj Nico.
-Czekaj! Dopiero mnie poznałaś i już mnie zostawiasz?-popatrzyła w jego smutne oczy.
-Posłuchaj...-zaczęła ale zaraz dogoniła ich reszta herosów.
-Już nas opuszczasz?-Piper już się uspokoiła. Łzy już nie spływały jej po policzkach.
-Posłuchajcie, ja nie mam czasu. Zabawiłam tu zbyt długo. Wzięłam kilka rzeczy i tyle. Po to tu przyszłam. Widzimy się za pięć lat.-Nagle do Willa podbiegł jego przyrodni brat i wyszeptał mu coś na ucho. Chłopak westchnął.
-Co jest?-Nico był ciekawi co trapi jego przyjaciela.
-Następny ranny heros. Idziesz Nico?
-Tak, jasne, ale..-odwrócił się do Argei, ale ona zbiegała już po zboczu wzgórza prosto do kliniki.-Aha. Widzimy się w pawilonie to opowiecie nam jak jest na uniwerku w Nowym Rzymie, ok?-pomachał Percemu, Annabeth i innym, po czym razem z Willem pobiegł za dziewczyną.
  Kiedy dobiegli ona próbowała otworzyć drzwi. 
-Cholerny zamek!
-Ej, spokojnie.-polecił Will i otworzył je kluczem.-Co? Nie dostaniesz się do środka dymem?
-Nie chciałam być niegrzeczna.-Argea prychnęła po czym wmaszerowała i podeszła prosto do łóżka na którym leżał nowy.
-Wstawaj Hans!-rozkazała.
-Dzięki bogom jesteś!-tęgi chłopak wyskoczył z łóżka.-Zabieram cie stąd.
-Nie. Leć, niedługo wrócę. Będę pod wieczór.-pokazała mu drzwi.-Zrozumiano?
-Dobra. Jasne. Ale wracaj szybko.-Hans popatrzył na nią surowo po czym zmienił się w dym i wyleciał oknem.
-Załatwione.-Argea wyszła spokojnie zostawiając Nico i Willa w klinice.-Idziecie czy nie?
-Yy...ok.
  Chwilę potem siedzieli przy stole razem z Percym, Annabeth, Piper i Jasonem. Hazel przeprosiła siostrę i innych za swoje zachowanie po czym odleciała z Frankiem do Nowego Rzymu.
-Właściwie...kim był ten Hans?-Will ciągle pytał się o to samo.
-Mówiłam, przyjaciel.-mówiła spokojnie przeżuwając kanapkę.-Jak skończę, muszę spadać.
-Nie chcesz zostać? Byłabyś bezpieczna.-Percy próbował jakąś ją przekonać, że lepiej jej będzie tutaj. Argea roześmiała mu się prosto w twarz.
-Chciałbyś. To miejsce wcale nie jest bezpieczne.
-Gdzie tak właściwie lecisz?-spokojnie zapytał się Nico.
-Do domu.-wycedziła przez zęby.
-Czyli masz dom?-Syn Hadesa był, no cóż, ciekawy.
-Tak właściwie to mam dom. W sensie nie budynek, ale można uznać że mam rodzinę.
-Ile was jest?-Annabeth zawsze lubiła dowiadywać się czegoś nowego.
-Stu. No, może 150.-Argea wzruszyła ramionami i dokończyła kanapkę nie zwracając uwagi na miny jej przyjaciół.-Tak sobie myślę, że przysłużyliście się Olimpowi...i może...może macie ochotę na wycieczkę?
-Gdzie?-za jej plecami pojawił się Chejron.
-Do Domu.
-A jest tam słońce? Lubię słońce.-Syn Apolla bardzo chciałby wyjechać gdzieś gdzie słońce grałoby 24/h.
-Czasami jest. Czasami nie ma. To kto się piszę?
-Jadę.-Nico podniósł rękę do góry.
-W takim razie ja też.-Will również się zgłosił.
-Jedziemy?-Percy spojrzał błagalnie na Annabeth
-I tak nie mamy nic do roboty.-dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Chodź! Przyda nam się wolne.-Piper zmuszała się żeby nie użyć czaromowy na swoim chłopaku.
-Czemu nie? Jedziemy!-Jason poprawił okulary i wstał.
-Czy wy mnie ignorujecie? Jeszcze wam nie pozwoliłem.-wtrącił się Chejron.
-Tak, buntuje herosów! To źle?-Argea spytała się niewinnym tonem.-Zwrócę ich za trochę.
-Dobra.-centaur westchnął i odgalopował.
-Załatwione.-wymamrotała dziewczyna.-Zbieramy się. Mam wrócić na dobranockę.
-Ok. Pójdę tylko po prowiant, broń...-Will zaczął wyliczać na palcach. Argea niecierpliwie przewróciła oczami i pstryknęła palcami. Wtedy zapadła ciemność.

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział Piąty [Argea]

  Wszyscy umilkli kiedy Chejron zbliżył twarz do twarzy Argei. Nico cofnął się od siostry i stanął obok Willa.
-Cześć Cherry.-Argea zmusiła się do uśmiechu. Centaur roześmiał się serdecznie i poklepał ją ręką po włosach.
-Witaj Argea.
-To wy się znacie?-zapytali wszyscy jednocześnie.
-Nie. Przychodzę i go okradam.-Dziewczyna wzniosła oczy do nieba.
-Bo tak właśnie jest.- przypomniał jej Chejron.
-A no tak.-powiedziała takim tonem jakby nagle coś sobie przypomniała.
-Czekajcie. Stop.-widać było że Piper nie była w temacie.-O co chodzi?
-Argea pojawia się w obozie co pięć lat. Byłem pewny że ją dzisiaj spotkam. Zwykle jest cała okaleczona, lekko się pali i okrada nam magazyn z broni i ambrozji. I pyskuje.-Argea uśmiechnęła się promiennie.
-Ale pięć lat temu byłem w obozie.-Nico uświadomił sobie to dopiero teraz.
-Tak wiem. Twoja pierwsza szczelina w ziemi była bardzo ładna.-Argea zgodziła się z nim po czym powiedziała.-Chcesz medal?
-Ale...dlaczego....?-Nico miał tyle pytań, ale Will go powstrzymał, mocno ściskając go za rękę.
-Nie mogłam. Will? Słyszałeś kiedyś obozową legendę "Dziewczyna z Domku Apollina".
-Tak jasne. Że co jakiś czas pojawia się dziewczyna, półbóg, nigdy nie wiadomo czyje to dziecko ani jak się nazywa. Kiedy przenoszą ją do kliniki zaraz potem znika a Chejron zakłada nowy alarm w magazynie.-rozszerzyły mu się źrenice.-To ty, prawda?
-Patrzycie na legendę!-ukłoniła się teatralnie.-O! Percy i Annabeth idą. Jednak zdążyli.-zamyśliła się i zaczęła bawić się medalionem na szyi. Był ze spiżu ozdabiany zębatkami.
-Tak to Percy i Annabeth. Spotkamy się w pawilonie. Już tam idą.-skinął głową.-Wskakuj Argea.
-Sam tego chciałeś.-Argea wskoczyła mu na grzbiet i popędzili do pawilonu.-Szybciej, di Angelo.-Nico usłyszał jeszcze jej krzyk.
  Kiedy Nico, Will, Hazel, Piper, Frank i Jason doszli do pawilonu, Chejron kończył opowiadać historię Argei. Dziewczyna siedziała mu na grzbiecie i jadła następne jabłko. Czasami skinęła głową, ale nie odzywała się. Nie patrzyła w oczy Perciemu. trzeba przyznać, nie lubiła chłopaka.
-Co tak właściwie ci się stało?-usłyszeli pytanie centaura.-Bo o ile dobrze pamiętam, powinnaś mieć osiemnaście lat.
-Mówiłam.-Argea westchnęła cicho.-Byłam w miejscu gdzie się nie starzałam. Byłam tam dwa lata.-widać było, że chce szybko zmienić temat.-Są!-wykrzyknęła trochę za bardzo entuzjastycznie.-No widzę, że uzbierała się prawie cała Wielka Siódemka. Plus ja, Nico i Will.-wszystkim zrzedły miny. Jeszcze nie doszli do siebie po śmierci Leona. Ale Argea właśnie skończyła jabłko i wręcz promieniowała.-Ej ludzie.-wyciągnęła medalion.-Wiecie co to?
-Jakiś wisiorek.-burknął Frank.
-Nie jakiś tam wisiorek. Dostałam go od pewnego syna Hefajstosa.-popatrzyła na ich niepewne miny.-Ale jesteście tępi.-Argea westchnęła- Taak. Leon Valdez to był ktoś.
-Co?-Hazel ledwo zdołała wypowiedzieć to słowo. -Leo ci go dał? Zanim..-nie potrafiła wymówić tego słowa.
-Nie. Dał mi go w tamtym roku.
-Ale jak? Przecież on zginął dwa lata temu. Przestań nas nabierać, Argea.-Piper zaczęła płakać i wtuliła się w Jasona.
-Przestań beczeć, Pipes. Lepiej popatrz.-Argea otworzyła medalion z którego wyskoczył hologram.
  Było słyszeć głównie huk powietrza. Na przeciw kamery siedział Leon i grzebał w kablach. Wyglądał na starszego. Miał dłuższe włosy, nabrał trochę masy. Ale uśmiech mu został.
-Nienawidzę cię, Leonie Valdezie.-odezwał się dziewczęcy głos. Argea uśmiechnęła się na ten głos. Reszta jej przyjaciół było przerażonych. Piper nie przestawała łkać. Hazel i Nico zrobili się cali bladzi. No raczej Nico, u Hazel nie było to bardzo widoczne. Annabeth miała upartą minę. Percy patrzył się nieufnie w hologram. Frank wyglądał jakby chciał się w coś zmienić. Jasonowi pomiędzy palcami skakały iskry. Will tylko się uśmiechał.
-Hej Leo.-Argea przywitała się spokojnie.-Co u was?
-Hę? O, cześć Argea.-pomachał ręką i szerzej się uśmiechnął.
-Witaj Argy.-Córka Hadesa skrzywiła się na to zdrobnienie.-Już jesteś?
-Tak.-uśmiech Leona przygasł.-Dotarłaś?
-Jasne. Zajęło to dokładnie rok.-zasalutowała i zeskoczyła z centaura.-Macie.-Argea położyła medalion na jednym ze stołów.
-Cześć ludzie.-pomachał im nieśmiało.-Przepraszam, ale...
-Przepraszam?!-Piper nie wytrzymała. Skoczyłaby na tego Leona gdyby Jason jej nie przytrzymał.-Przepraszam?! Nienawidzę cię Leonie Valdezie!-Piper szarpała się w ramionach swojego chłopaka. Percy cicho zagwizdał.
-Udało ci się.-Leo miał zbolałą minę.
-Tak. Mówiłem że mi się uda.-wyszeptał.
-I tak cię nienawidzę Valdez!-Kalipso krzyknęła gdzieś z tyłu.
-Ja ciebie też!-odkrzyknął zanosząc się ze śmiechu.-Kocham ją.-przyznał.-Przepraszam was wszystkich, że nie wracałem do obozu. Ale nie mogę. Porwałem Kalipso z jej wyspy i lepiej żeby nie przebywała gdzieś gdzie mogą przebywać bogowie. Więc ciągle podróżujemy.
-To prawda. W tamtym roku spotkałam go w Rzymie. Wtedy dał mi to żebym przekazała to wam. Ostrzegłam, że potrwa rok zanim wrócę.
-Przepraszam Pipes. Kocham cię. To znaczy....co znowu?-krzyknął do Kalipso.-Jak to? Nie to niemożliwe.-odwrócił się do nich.-Czekajcie. Co chcesz? -I odszedł od kamery.
  Piper już się uspokoiła. Prawie wszyscy się uśmiechali. Byli szczęśliwy że Leo żyje. Byli w szoku ale szczęśliwi. Argea spokojnie przeżuwała jabłko. Znowu. Chyba najbardziej dumny był Percy.
-Udało mu się. Uwolnił Kalipso.
  Na ekranie pojawiła się ładna blondynka.
-Cześć Argea i Percy.-Kalipso pomachała nam dłonią. Była cała osmalona.-Leoś musiał coś naprawić. Niestety nie mamy więcej czasu. Przykro mi. Przykro nam.Pa-pa. Obraz zgasł.

Rozdział Czwarty [Argea]

  Argea nie była zażenowana. Co z tego, że stała w przedpokoju domku Hadesa w samej bieliźnie?
-Dobrze chłopcy.-powiedziała po prostu.-Pierwsza idę pod prysznic.-po czym pobiegła na górę. Nico wyraźnie się zaśmiał i zaczął tłumaczyć wszystko Jasonowi. Syn Jupitera wydawał się w porządku. Otworzyła drzwi łazienki, ale nagle coś sobie przypomniała. Nie miała ciuchów. Spodnie i bluzkę zostawiła wczoraj w lesie. To znaczy..nie szła w samej bieliźnie przez cały obóz, ale...
-Argea!-usłyszała krzyk Nico.-Szybciej! Nie mamy całego dnia!
-Ta jasne!-Argea krzyknęła w dół schodów po czym poszła do pokoju chłopaka i zaczęła grzebać mu w szafie. Za kilkoma koszulkami obozu i kilkoma parami jeansów, znalazła to czego szukała. "Ale on był chudy." myślała "Przecież to mój rozmiar." Wyjęła parę czarnych spodni, jakiś czarny podkoszulek z czaszką i..."Wow. Całkiem ładna kurtka" podniosła wyżej kurtkę pilotkę. "Nie nosił jej od...chyba dwóch lat". Argea wzięła to wszystko plus swoje trampki które nie ucierpiały.
  Kiedy wyszła z łazienki i zeszła po schodach, chłopcy już czekali. Oboje mieli koszulki Obozu Herosów i jeansy. No i oczywiście te śmieszne naszyjniki. Nico, zarówno jak Jason, miał dwa koraliki.
-Czy to moje stare ciuchy?-Nico wskazał kurtkę.
-Hmm...Nie.-uśmiechnęła się szeroko.-No to idziemy poznać tę moją siostrę czy nie?
Jason i Nico wyglądali głupio z tymi otwartymi w zdumieniu buziami.
-Zamknijcie te buźki.-Argea o mało co nie parsknęła śmiechem.
-Skąd wiedziałaś że Hazel tu jest?-Jason odezwał się pierwszy.
-Wyczuwam duszę.-wzruszyła ramionami.-Idziemy?
-Tak, jasne.-Nico chwilę jej się przyglądał po czym wyszliśmy z domku Hadesa.
  Szli przez chwilę w milczeniu. Przerwał je Jason.
-Czyli..następna siostra, Nico?
-Niestety.-odpowiedzieli jednocześnie.
-Jestem głodna.-Argea stwierdziła po chwili.
-Kiedy ostatnio coś jadłaś?-Jason spytał się tak jakby od niechcenia.
-Wczoraj rano coś we mnie wmusili.-odparła marszcząc brwi.
  Dotarli do polanki w środku lasu. Argea od razu poczuła się lepiej. Na środku stało dwoje herosów. Chłopak i dziewczyna. "Hazel i Frank" odczytała od razu. Mieli fioletowe koszulki i miecze z cesarskiego złota.
-Nico! Jason!-Hazel krzyknęła po czym podbiegła i uściskała ich.-Kto to?-spojrzała na Argeę.
-Hej chłopaki.-zaraz po niej podszedł chłopak i przybił im piątki.-Jesteś...?
-Hazel, Frank.-wszystkim opadły szczęki i patrzyli się na nią wzrokiem w stylu-"Cooo?"-Cześć, siostrzyczko.-burknęła i założyła ręce na piersi. Tym razem Nico przejął inicjatywę.
-Hazel to Argea. Jest naszą siostrą.
-Nie musisz się o mnie tak martwić, di Angelo.-Córka Hadesa wymamrotała coś jeszcze o tym, że chłopcy są nieznośni po czym podniosła głowę.-Córa Hadesa.-powiedziała do Hazel.
-Mogę zrozumieć, że wiesz o Hazel, ale skąd wiedziałaś...-widać było że Frank intensywnie się zastanawia.
-Śledziłam was. Wiem wszystko o waszym życiu.-po czym Argea roześmiała się upiornie na widok ich min.-A tak naprawdę. Nie śledziłam was.-odetchnęli z ulgą.-Nie przez cały czas.-dodała szybko.-Co nie zmienia faktu, że wiem o was wszystko.-zaczęła bawić się sztyletem kiedy oni wpatrywali się w nią oniemiali.-Za trzy...dwa....jeden. Cześć Will!-Argea krzyknęła głośno patrząc w stronę ścieżki.
-Cześć ludzie!-Will uśmiechał się promiennie.-Cieszę się, że żyjesz Argea.-skinął jej głową.
-Co?-Hazel posłała mu karcące spojrzenie.-Jak to "Cieszę się że żyjesz?"?
-To długa historia...-Nico próbował się wykręcić.
-Czyżby? Wcale nie taka długa, di Angelo.-Argea przekręciła oczami ale nic dalej nie powiedziała.-Jestem głodna.-zmieniła temat. Will spojrzał na zegarek.
-Śniadanie będzie za godzinę.-bezradnie wzruszył ramionami.
-Ok.-Argea poszła sobie powoli ścieżką. Reszta zaraz ją dogoniła.
-Gdzie ty idziesz?-zagadała Hazel. Argea wiedziała, że dziewczyna trzyma za rękę Franka.
-Idę coś zjeść.-odparła po prostu.
-Ale śniadanie jest za godzinę.-przypomniał Jason.
-Wiem.-poprawiła miecz przy pasie.-Idę okraść kuchnię zanim Chejron wróci. Mam tak z pół godziny.
-Co?!-Jedynie Nico i Will nie byli zaskoczeni.
-Wczoraj wykradła nam broń z magazynu.-Nico zaśmiał się gdzieś z tyłu.
-A zaledwie kilka godzin wcześniej była umierająca.-Will też się dołączył i teraz chichotali wspólnie gdzieś z tyłu.
  Kilka minut później doszli do obozowej kuchni. Nie działała często, nie była potrzebna. Ale znajdowały się tam zapasy, gdyby coś się stało. Na przykład następna wojna czy coś.
-Jak ty zamierzasz to zrobić?
-Ależ jesteś ciekawski, Grace.-Argea parsknęła pod nosem.-Normalnie.
-Dlaczego do każdego zwracasz się nazwiskiem?-rzymski pretor najwyraźniej też był w nastroju do zadawania bezsensownych pytań.
-Bogowie.-jęknęła.-Dobra. Will odliczaj czas. Mamy?
-Jeszcze 24 minuty.-zasalutował i stanął baczność.
-Ok. Grace, zasłoń lekko słońce.-spojrzała na chłopaka który posłusznie wezwał kilka burzowych chmur. Widać było że Argea go niepokoiła.-Di Angelo? Ucz się.-na jej twarzy pojawił się szelmowski uśmiech po czym zmieniła się w dym.
  Nie czuła kończyn. Nic nie widziała, nie słyszała. Ona po prostu wiedziała gdzie się skierować. Wpełzła w szczelinę między blachami. Wzięła sobie jabłko. A raczej je też zmieniła w czarny dym i wyszła przez tą samą dziurę. Znowu była sobą.
-Ile mi to zajęło?-wgryzła się mocno w jabłko. Już nie męczyła jej ta metamorfoza w dym. Była głównie głodna.-Oh...już przestańcie.-Argea machnęła ręką na przyjaciół, kiedy zobaczyła ich przerażone miny.-Możecie przestać się krzywić? Nie? Ok.-i zaczęła iść ścieżką z powrotem w głąb lasu. Nagle Hazel zmaterializowała się przed nią i przyłożyła jej miecz do gardła.
-Kim jesteś?-wycedziła przez zęby. Argea pstryknęła palcami a Mgła się rozwiała. Odwróciła się i pomachała dziewczynie.
-Ładna sztuczka, siostro!-krzyknęła. Ponownie ruszyła ścieżka. Gdzieś daleko usłyszała tętent kopyt. Zatrzymała się i czekała na Chejrona. Pozostali zdążyli ją dogonić. Wiedziała że chcą ją złapać. Trawa pod jej stopami pokryła się szarym szronem. Okrąg rozrósł się na dwa metry naokoło niej.
-Nie radzę dotykać.-powiedziała na tyle głośno żeby wszyscy usłyszeli. Otoczyli ją półkolem. Jakaś dziewczyna podbiegła do Jasona.
-Co jest?-Piper spytała się szeptem.
-Witaj Piper. Nie dotykaj szronu. I ustaw się z nimi w ładne kółko.-Argea przewróciła oczami na widok miny Piper.
-Kim jesteś? Pewnie jakimś pomniejszym bogiem.
-Hazel, Hazel, Hazel.-Córka Hadesa pokręciła głową.-Jason. Czy nie do ciebie należy, żeby pomniejsi bogowie nie czuli się zapomniani?-zrobiła smutną minę.
-Yyy...Tak, raczej tak.-Jason czuł się zażenowany. Ponownie tego dnia.-Hazel już tak nie powie.-popatrzył na dziewczynę.-Pani.-dodał. Argea nie mogła, się nie skrzywić.
-Nie jestem boginią.-zaprzeczyła.-Jestem pół-krwi.
-Ta na pewno.-wymamrotała Hazel.
-Dobrze, przedstawię się jeszcze raz.-Argea westchnęła głośno.-Nazywam się Argea Beavers. Jestem dzieckiem Hadesa i Johanny Beavers.-zawahała się wymawiając imię matki.-Miałam ojczyma, Bena i brata Connora. Teoretycznie powinnam mieć osiemnaście lat, ale aktualnie mam szesnaście. Coś jeszcze?
-Teoretycznie?-prychnęła Hazel.
-Brata?-Nico był ciekawy.-Też Hadesa?-Argea wyglądała okropnie.
-Tak, teoretycznie. Dwa lata spędziłam...gdzieś gdzie się nie starzałam. I tak, Connor był Hadesa.-szron zaczął topnieć i wnikać w ziemię aż zniknął całkowicie. Dziewczyna zwiesiła głowę.
-Kto to?-Piper dopiero odzyskała głos.
-Moja siostra.-odpowiedział Nico i powoli podszedł do Argei i podniósł jej podbródek.-Już? Spokojnie.
-Nienawidzę cię.-powiedziała ale widać było że chce się uśmiechnąć.-Di Angelo.-Nagle Argea wyrwała się i odwróciła się błyskawicznie żeby stanąć twarzą w twarz z Chejronem.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział Trzeci [Nico]

  Byli już tylko kilkanaście metrów od dziewczyny, gdy nagle za jej plecami, z lasu wyskoczył piekielny ogar. I nie była to Pani O'Leary. Nico zatrzymał się tak gwałtownie, że Will idący za nim wpadł mu na plecy.
-Argea. Uciekaj.-Nico wycedził przez zęby. Przyglądała mu się dziwnie. "Czy ona jest głupia? Nie czuje piekielnego ogara za plecami?" pomyślał i rzucił się do ataku, żeby odwrócić uwagę potwora od jego (niestety) nowej siostry. Kiedy zobaczyła co chce zrobić Nico nie myślała długo. Osłoniła ogara własnym ciałem, kiedy Nico pchnął go w głowę. I przebił brzuch Argei. Patrzył się chwilę osłupiały po czym złapał dziewczynę w ramiona. Ogromny pies zawył. Argea odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się lekko. Ogar pokłonił się i uciekł. Po czym dotknęła dłonią twarzy Nico który właśnie przeżywał ciężki szok patrząc się na siostrę przebitą jego mieczem. Na to jak krew wylewała jej się z piersi. Nie miała już dłoni, były przezroczyste. Przenikały przez twarz Nico. 
-O bogowie.-dziewczyna usłyszała słowa Willa, który właśnie pojawił się po jej drugiej stronie. Patrzył smutno na Nico, ale ten wpatrywał się uparcie w Argeę.
-Ej.-Argea odezwała się spokojnie.-Di Angelo.-uśmiechnęła się słabo.-Mógłbyś nie zabijać potworów? Przy mnie? Nie lubię tego.-dziewczyna zmarszczyła nos.
-Chyba będę musiał wyciągnąć ten miecz.-Will głośno przełknął ślinę i wskazał na ostrze w jej brzuchu.
-Hmm..-patrzyła się w nie pustym wzrokiem.-Nie.-wzruszyła ramionami.
-Dziewczyno ty umierasz.-powiedział delikatnie.
-Nie będziesz mnie dotykał, nie będziesz wyciągał tego miecza i nie będziesz...-Nico uznał, że musi to skończyć. Widział w jej oczach, że ma zamiar dalej się kłócić.
-Proszę.-popatrzył się na Argeę błagając żeby się zgodziła. Dziewczyna odwróciła spojrzenie, ale skinęła głową i zamknęła oczy.
-To będzie bolało.-ostrzegł Will.
-Jakbym nie wiedziała.-wymamrotała. Will zacisnął palce na rękojeści, ale dziewczyna ponownie się odezwała:
-Czekaj!-wciągnęła powietrze.-Ja to zrobię.-Nico i Will popatrzyli sobie w oczy.
-Co?-zapytali jednocześnie.
-Pomóż mi wstać, di Angelo.-Nico zrobił to co kazała.-I idźcie sobie.-próbowała go popchnąć, ale ręce przeniknęły Nico aż po łokcie.
-Nie.-Will nie potrafił powstrzymać tego słowa. Przerażało go to. Zmienianie się w ducha, w cień. Dwa lata temu był jego świadkiem. Naprawdę nie miał ochoty, żeby Nico został duchem. Za bardzo go cenił. Argea zaczęła zanikać. Mimo to uśmiechała się.
-Idźcie. Albo zniknę i będę musiała mieszkać w jednym pałacu z Persefoną.-Argea zaczęła jęczeć.
-Ale...-Nico próbował ją powstrzymać.
-Nie ma ale.-powiedziała twardo.-Nie ma wahania. I nie ma litości. Idźcie.-Will odzyskał rozum, złapał Nico za rękę i odciągnął do pawilonu. Co było trudne ponieważ ten patrzył się uparcie za swoją siostrą.
-Ale...-Nico ciągle to powtarzał. Will ścisnął mu mocno rękę.
-Słyszałeś ją. To twarda sztuka. Poradzi sobie. I jutro wraca Chejron.-Will próbował się uśmiechnąć, ale kiedy spojrzał na twarz przyjaciela zobaczył, jak wraca ta blada barwa, której Nico pozbył się półtorej roku temu. To go zmartwiło. Odprowadził Nico do domku Hadesa po czym poszedł do własnego. Nico długo nie mógł zasnąć. A kiedy mu się udało, nawiedził go sen.
  Pięcioletnia Argea bawiła się w berka z chłopcem. Długie włosy miała zaplecione w warkocz. Jej niebieska sukienka upstrzona była dziwnymi wzorami, których Nico nie rozpoznawał. Zobaczył Argeę małą, bezbronną,z zarumienionymi policzkami. Taką słodką. Nie mogła dogonić chłopca więc zdenerwowana zrzuciła buty ze stópek i usiadła na mokrej ziemi. Chłopiec zakradał się na nią od tyłu. Nico zobaczył uśmiech który błąkał się na ustach małej Argei. Wiedziała że chłopak jest za nią. Dziecko skoczyło na jej plecy. Argea przeturlała się w lewo po czym szybko wstała i zanim chłopczyk zdołał się podnieść wbiła mu nóż w serce. Nico aż się zachłysnął. "Bogowie". Chłopak rozsypał się w grudkę prochu którą mała szybko rozkopała i wgniotła w ziemię. Sztylet wytarła w trawę. Założyła czarne butki i poszła przejść się ulicami miasta.
  Nico obudził się natychmiast z krzykiem. Jego biały podkoszulek był zlany potem. Zobaczył, że za niedługo zacznie świtać. Syn Hadesa nigdy nie był rannym ptaszkiem, ale pomyślał że i tak nie zaśnie. Wstał i poszedł do łazienki. Było dość ciemno, Nico nic nie widział. Kiedy przechodził obok kanapy usłyszał chrapanie. "Czyżby Hazel wróciła? Nie. Poszłaby do swojego łóżka." pomyślał. Odkrył koc i zobaczył twarz Argei. Nico nigdy nie cieszył się na czyjś widok jak teraz. No może oprócz Willa i Hazel. Nie zamierzał budzić Argei, ale dziewczyna już się na niego rzuciła. W samej bieliźnie ze sztyletem w ręce.
-Śpisz ze sztyletem? -Nico pokazał głową jej dłoń która zaciskała się wokół rękojeści.-Cieszę się ze żyjesz.
-Ja też, di Angelo.-opuściła sztylet ale nie zeszła z chłopaka. Nico popatrzył na jej brzuch. Żadnej rany, dziury ani jego miecza. Drzwi otworzyły się nagle a do domku Hadesa wbiegł Jason. Kiedy zobaczył że jakaś dziewczyna siedzi na Nico w samej bieliźnie, lekko się zawahał, nie mógł się wycofać.
-Yyy..Nico myślałem,że..no...-wtedy Nico i ta dziwna dziewczyna zanieśli się niekontrolowanym śmiechem. Jason totalnie zgłupiał. Dziewczyna podniosła się i podała mu rękę.
-Argea.-uśmiechała się szeroko. Jason uścisnął jej dłoń.
-Jason.-Chłopak nie krył zażenowania.-Nico?-spojrzał na chłopaka który leżał teraz na podłodze obok kanapy zakrywając oczy ręką i uśmiechając się głupio.
-Jason. Argea. To moja siostra która właśnie próbowała mnie zabić.-i roześmiał się naprawdę szczerze.

Rozdział Drugi [Nico]

  Nico chciałby wiedzieć co jest z tą dziewczyną. Ale nie wiedział. Spała do trzynastej. Will i inni z domku Apolla podali jej tyle ambrozji ile mogli,żeby się nie spaliła, ale jej rany nie znikały. Will poszedł do swojego domku, a Nico został jeszcze w klinice. Nie było chorych i rannych, oprócz Argei która ledwo oddychała i rzucała się na łóżku, kiedy przyśnił jej się jakiś koszmar. Nico siedział tu kilka godzin, bez snu. Powieki mu ciążyły.
  Z jakiegoś dziwnego powodu nic mu się nie przyśniło. Obudziła go ciepło ręki Willa na twarzy.
-Tak?-zapytał się sennie, przecierając oczy.
-Gdzie Argea?-Will zapytał twardo. Miał zatroskaną minę.
-Nie wiem. Chyba zasnąłem.-nagle uświadomił sobie o co chodzi.-Czekaj. Nie ma tu Argei?-wstał tak szybko,że zakręciło mu się w głowię. Rzeczywiście dziewczyny nie było.
-No raczej jej nie wiedzę.-Will odpowiedział smętnie.
-Dobra, trzeba ją znaleźć.-syn Hadesa westchnął. Nie było dane mu długo pospać.
  Kręcili się kilka godzin po obozie pytając półbogów o Argeę. Nie było jej w żadnym domku, ani w Wielkim Domu. Pola truskawek świeciły pustkami. Ostatnim miejscem była arena albo plaża.
-Chodź.-Will wskazał ręką arenę.-Idziemy tam.
-A może się rozdzielimy?
-Nie zostawię cie samego z tą dziewczyną.-uśmiechnął się tajemniczo i pociągnął Nico za rękę w stronę areny.
  Na środku stała Argea i ważyła w ręce różne miecze. Ubrana była w ciemne ciuchy. Miała zabandażowane ręce po nadgarstki. Włosy jak zwykle miała rozpuszczone.
-Cześć, di Angelo.-powiedziała, nawet nie podnosząc wzroku.-Will.-dodała po chwili.
-Co ty tu robisz?-nie spodziewał się że tak warknie i natychmiast poczuł się głupio. Na szczęście Will go uratował.
-Nico chciał powiedzieć, że powinnaś teraz odpoczywać.-powiedział łagodnie. Dziewczyna tylko prychnęła i skrzywiła się.
-Odpoczywać?-powtórzyła.-Dla mnie nie ma odpoczynku.-odetchnęła głęboko.-Dla dzieci Hadesa nie ma odpoczynku.-szepnęła. Nico natychmiast się wyprostował.
-Co?-rzucił szybko.
-Cześć braciszku.-uśmiechnęła się, zasalutowała i zaczęła się wycofywać.
-Poczekaj!-Nico wyciągnął do niej rękę, a Argea się zatrzymała.
-Czego chcesz?-spytała i rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
-Czekajcie.-Will pokazał znak time-out. Oboje skierowali spojrzenie na niego.
-Co?-powiedzieli jednocześnie co trochę ich speszyło. Nico przeczesał włosy dłonią, a dziewczyna lekko się zgarbiła.
-Dzieci Hadesa?-upewnił się.-Tak?-spojrzał na dziewczynę. Skinęła głową.-Gratuluję Nico następna dziewczyna w domku!-po czym roześmiał się i poklepał go po plecach.
-Ja nie zostaję.-odparła dziewczyna, po czym schowała miecz za pas i założyła ręce na piersi. Uśmiech spełzł z twarzy Willa.
-Dlaczego? Jesteś ranna.-Dziewczyna tylko uśmiechnęła się zawadiacko.
-Bywało gorzej. Od..-zmarszczyła brwi.-Od jedenastu lat żyję...tak.
-Co?-wyrwało się Willowi. Na jego twarzy malował się szok.-Jedenaście lat? Czyli...-zaczął liczyć w pamięci.-Co się stało kiedy miałaś pięć lat?
-Nic.-odparła szybko i zrobiła krok do tyłu.
-Nie wejdziesz do tego cienia.-powiedział spokojnie Nico.
-Czyżby, di Angelo?-ustawiła się lekko wyzywająco. Podniosła podbródek i wypięła pierś.
-Nigdy nie mówiłem że nie możesz wypowiadać mojego imienia.-zauważył.
-Nie mówiłeś.-potwierdziła i uśmiechnęła się szerzej. Cofnęła się jeszcze krok.
-Jesteś ranna. Jesteś za słaba na używanie cieni. Więc nigdzie nie idziesz. Wracasz grzecznie do kliniki.-Nico próbował być stanowczy.
-Chciałbyś, di Angelo.-wystawiła język. Odwinęła bandaże na rękach. Brak zadrapań. Podniosła koszulkę. Brak rany.-Ojczulek nas kocha.-prychnęła i zakryła brzuch.
-Ale...jak?-wychrypiał Will.-Przecież...użyliśmy ambrozji. Nawet podaliśmy ci lekarstwa śmiertelników.
-Kilka godzin temu wiłaś się w bólach.-przypomniał jej Nico.
-Tak, wiem.-przytaknęła.-Bywa.-wzruszyła ramionami.-Trzymaliście mnie w tym słońcu.-skrzywiła się na to wspomnienie.
-A co ty wampir?-Nico próbował z niej kpić.
-Nie, ale wolę mrok. Mogę odetchnąć.-wzięła głęboki wdech.-No to, yyy..pa chłopaki.-pomachała nam i zniknęła w cieniu.
  Szukali jej ale na próżno. Chejron pojechał na zjazd Imprezowych Kucyków, więc nie mieli się do kogo zgłosić. Nico był zaskoczony tym, że ma siostrę, następną. Hazel była spoko. Kochał ją, ale Argea była...taka jak on dwa lata temu. Westchnął głęboko.
-Taa...do bani, że zachowuje się jak ty dawniej.-Will próbował żartować, ale nikomu nie było do śmiechu.-Jak tam u ciebie?-zapytał się po prostu.
-Chyba dobrze. Tylko jestem zaskoczony, że mam jeszcze jedną siostrę, o której istnieniu nie wiedziałem.-Nico zmarszczył brwi.
-No trochę to głupie.-Syn Apolla wsadził ręce do kieszeni.
-Dzięki.-chłopak odpowiedział, kiedy zabrzmiała koncha.
  Kiedy zjawili się na zbiórce, ogień lekko przygasł. Zawsze tak reagował na Nico. Ludzie się przyzwyczaili. Niektórzy nowi zerkali co się dzieje, ale ich szybko entuzjazm ostygł. Nico i Will usiedli obok na ławce w pierwszym rzędzie. Chwilę gadali o nowej szkole Willa w Nowym Yorku, trochę o Argei i przygodzie zeszłej nocy. Will nakrył dłonią dłoń Nico. Chłopak jej nie cofnął. Niektórzy się przyglądali ale nikt nic nie powiedział. Chłopcy nie przejmowali się tym. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, aż do tej chwili.
  Coś złego zaczęło dziać się z ogniem. A dokładniej: zgasł. To się jeszcze nigdy nie stało, i nie powinno się stać. Nico poderwał się pociągając ze sobą Willa. Półbogowie nic nie widzieli. Ci którzy mieli telefony włączali w nich latarki, ale że to było tylko kilka osób dużo to nie dało. To było bardzo dziwne.
  Ktoś pstryknął palcami. Ognisko znowu zapłonęło. Dało się przy nim zobaczyć Hestię rozmawiającą z..Argeą. Dziewczyna roześmiała się tak głośno i całkiem inaczej niż zwykle. Bardziej szczerze. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w stronę Argei.
-Sorry ludzie.-próbowała zapanować nad śmiechem.-Ogień mnie nie lubi. Już się pali więc usiądźcie sobie z powrotem. To ten, ja już pójdę.-pokazała las i pobiegła w tamtą stronę. Ludzie zaczęli szeptać. Nico ścisnął dłoń Willa mocniej i pociągnął go za sobą w stronę dziewczyny na skraju lasu.



Rozdział Pierwszy [Nico]

  Nico nigdy nie bał się mroku, ale teraz idąc przez las naokoło obozu czuł niepokój. Dzisiaj na wachcie był on i Will Solace. Przez te dwa lata mocno zbliżył się do syna Apolla. Siedział z nim przy rannych, a Will pomagał mu z remontem domku Hadesa.
  Do jego uszu dobiegł dziwny dźwięk. Bardzo dziwny dźwięk. Coś pomiędzy sykiem a jękiem. Pobiegł natychmiast w tamtą stronę. Odruchowo położył dłoń na swoim mieczu. Przeskakiwał konary i kamienie, aż w końcu dotarł do sosny Thalii. Z tego co wiedział Łowczyni radziła sobie całkiem nieźle.
  Nagle ujrzał jakąś postać wspinającą się na wzgórze.
-Will!-zawołał chłopaka. Miał już do czynienia z potworami w obrębie obozu, ale czuł się lepiej kiedy był z nim blondyn. Odwrócił głowę w stronę przyjaciela który już napinał łuk kilka metrów za nim.
-Co znowu?-opuścił łuk.-Znowu sobie coś zrobiłeś?-pokręcił głową.
-Nie.-Nico prychnął.-Wiesz co to?-pokazał mieczem puste zbocze wzgórza.-Czekaj...-rozejrzał się wokół, ale stwora nie było.
-To duch, Nico.-Will położył mu rękę na ramieniu.-Kto jak kto powinieneś to wiedzieć.-uśmiechnął się uśmiechem który Nico bardzo dobrze znał i który tak lubił.
-Nie, to nie był duch.-był tego pewny, tylko gdzie to coś było teraz. Znowu ten dźwięk. Tym razem drugi chłopak też to usłyszał i spojrzał niepewnie na Nico.
-To brzmi jak podróż cieniem.-powiedział cicho.
-Czyli sugerujesz że tak brzmię kiedy skaczę w mrok?-nigdy nie słyszałem jak ktoś inny podróżuje cieniem. Ciekawe.
-Tak, mądralo.-Will przewrócił oczami.-Nigdy tego nie słyszałeś?
  Nico miał ochotę powiedzieć "Nie", ale ten odgłos znowu mu przeszkodził. Oboje pobiegli w dół.
-Jak do możliwe?-zapytał się.-Mnie wyczerpują zaledwie dwie takie podróże dziennie.
-E tam. To pewnie potwór albo jakiś bóg.-machnął ręką.-Tam!
  Nico znowu zobaczył tę postać. Biło od niej zimno. Zobaczył że Will też je odczuwa, ponieważ zaczął pocierać dłońmi ramiona. Kiedy zatrzymali się kilka metrów od niej Nico mógł się jej dobrze przyjrzeć. To była dziewczyna. Całkiem ładna, nawet on potrafił to dostrzec. Miała z szesnaście lat, czyli tyle co on. Miała długie ciemne włosy (prawie tak czarne jak jego) i orzechowe oczy. Na sobie miała czarne legginsy i ciemny podkoszulek. Nie wyglądała najlepiej. Miała podrapane ramiona twarz i nogi. Ubrania wisiały na niej w strzępach. Na brzuchu miała okropną ranę ciętą idącą przez środek, jakby ktoś chciałby jej odciąć tułów. Jej ramiona lekko się paliły. Ale ona stała tylko z upartym wyrazem twarzy, który Nico tak dobrze opanował. Stał tylko tam i wpatrywał się w dziewczynę.
-Cześć.-odezwał się Will, z jego ust uniosły się obłoczki pary.-Widzę że jesteś ranna.
-Widzę, że jesteś mądry.-wyprostowała się, a jej głos poniósł się w dół doliny. Nico był przekonany, że będzie to następna dziewczynka bojąca się własnego cienia, ale brzmiała nieźle. Niemal królewsko. No i w ręce trzymała poskręcany i pogięty miecz z cesarskiego złota. A do pasa miała przymocowany sztylet i pistolet ze spiżu.
-Czym lub kim jesteś?-Nico odezwał się zaraz po tym jak wrócił mu głos
-Nie potrzebna wam ta informacja.-powiedziała spokojnym tonem i popatrzyła na swój miecz.-Taa...ten już mi się nie przyda.-wymamrotała i wbiła go w ziemię.
-Rzymianin?-spytał (już lekko zdenerwowany) Will patrząc na złoto.
-A wy znowu z tym podziałem?-prychnęła-Dzięki! Wygrałam już 30 złotych drachm w zakładzie z....-przymknęła się na chwilę, nie patrząc nam w oczy.
-Dobra, nie nasza sprawa. I nie, nie ma już podziału grek/rzymian.-Syn Apolla wzruszył ramionami.-Byłem ciekamy. Masz w końcu cesarskie złoto.-wskazał na miecz sterczący z ziemi.
-A to. Tak, dostałam to od rzymian.-mówiła ciszej i coraz powolniej. Widać było, że straciła dużo krwi. A ta rana na brzuchu...no cóż..Nico wolał nie patrzeć.
-Posłuchaj.-Nico odezwał się najdelikatniej jak potrafił.-Chodź pomożemy ci. W obozie jest bezpiecznie. Ten blondyn to Will Solace, a ja...-w błyskawicznym tempie wyciągnęła pistolet celując w jego głowę.
-Nie zbliżaj się, di Angelo.-warknęła cicho i wycofała się powoli, Nico stał jak wryty w ziemię z wyciągniętym rękoma aż Will go nie odciągnął. Oni też poszli kilka kroków za siebie. Blondyn wyciągnął łuk i celował w dziewczynę.
-Skąd wiesz jak się nazywam?-Nico lekko się wzdrygnął.
  Pistolet wypadł z ręki dziewczyny i opadł na kamienie. Ta zaczęła przeklinać po grecku. Will ponownie opuścił łuk i patrzył się z przerażeniem jak dłoń dziewczyny staje się przezroczysta. Nico też już to kiedyś widział, a nawet przeżył. Dwa lata temu zmieniał się w ducha przez podróżowanie cieniem. Współczuł tej postaci, kimkolwiek była.
-Jesteś jakąś boginią?-zagadał.-Albo potworem.-ale ona tylko nadal wpatrywała się w ziemię. W końcu się poddała.
-Jestem półbogiem. Jak wy. I jak wszyscy w tym obozie.-jęknęła i przycisnęła cielesną rękę do rany. Spomiędzy palców pociekła jej krew.
  Nico naprawdę miał ochotę jej pomóc ale nie wiedział jak. Will nadal stał z otwartą buzią. Ostatnio nieźle przeżywał to że Nico zmieniał się w ducha. (Trzeba przyznać trochę go wmurowało.)
-Chcę tylko nową broń i trochę ambrozji. I już mnie tu nie ma. Dlatego nie potrzebne wam jest moje imię.-jej głos słabł coraz bardziej, a krew lała się między palcami dłoni na brzuchu. Padła na kolana. Naokoło niej trawa poszarzała. Za jej plecami z lasu powychodziły potwory, ale ona była za słaba żeby je powstrzymać.
  Will otrząsnął się i posłał kilka z nich do Tartaru. za pomocą strzał. Nico już chciał rzucić się na najbliższego skorpiona ale dziewczyna wstała (ledwo). Ręka jej wróciła. Szła powoli w stronę potworów.
-Co ona robi?-Nico zastanawiał się na głos po czym zaczął biec żeby ją zatrzymać. Ale był za daleko. Krzyczał do niej, żeby stanęła. Nie zamierzała go słuchać więc z twardą miną ruszyła w stronę stworów.
  Wyciągnęła rękę i wskazała największego skorpiona. Ten podszedł do niej bez strachu i zniżył głowę. Reszta zrobiła tak samo. Całe stado potworów ukłoniło się przed tajemniczą dziewczyną. No, to nieźle zaskoczyło Nico i Willa.
-Jak?-to słowa wyrwało się z gardła chłopaka, ale dziewczyna już nie słuchała. Upadła prosto na głowę najbliższego skorpiona. Nadal była przytomna, ale nie potrafiła utrzymać się na nogach. Nico podbiegł prosto do niej i założył sobie jej ramię przez głowę po czym szybko się wycofał. Stwory po prostu się odwróciły i popełzły w las.
-Jeśli naprawdę cię to ciekawi...-wstrzymała oddech kiedy Will złapał ją za drugie ramię dotykając przez przypadek jej brzucha.-Nazywam się Argea Beavers. I zanocuje tu tylko jedną noc. Jutro rano szturmuję wasz magazyn i spadam.-udało się im uśmiechnąć, po czym dziewczyna straciła przytomność.