Nico długo nie mógł zasnąć. Jak Argea przeżyła całe dwa lata w Tartarze? Słyszał spokojne oddechy swoich przyjaciół. Kiedy Buck wyszedł od razu położyli się spać. Will wytwarzał wokół siebie jasną aurę oświetlając kąt namiotu. "Kiedy rano spotkam Argeę, zapytam ją o to wszystko." postanowił sobie po czym zamknął oczy. Od razu przyśnił mu się sen.
Argea rozmawiała z Artemidą, chyba się spierały. Niedaleko Oktawian stał oparty o drzewo i bawił się dymem w dłoni. Nico nadal mu nie ufał. Ale...jeśli Argea była pewna jego intencji, to może... Dostrzegł jakiś ruch w lesie. I znowu. Oktawian podbiegł do dziewczyny rozmawiającej z boginią i szepnął jej coś na ucho. Argea pokazała Artemidzie żeby poczekała, a ta od razu się obruszyła i zwołała Łowczynie. Dwójka herosów, chłopak i dziewczyna wbiegli w głąb lasu. Niebo przerwał piorun, po czym poniósł się przerażający ryk. Nico nie było tam cieleśnie, ale i tak poczuł, że włoski na karku stają mu dęba. Nawet Artemida okazywała strach. Razem z Łowczyniami wbiegła w puszczę, w stronę ryku. Nico podążał za nimi, przedzierał się przez las. Drzewa szarpały mu ubranie, ale nie zważał na to. Chciał zobaczyć co z jego siostrą. Rzeczywiście była uparta i pyskata, ale naprawdę ją kochał. Lubił to jak rządziła, jak traktowała dzieci i dorosłych. Swoich ludzi. Jak o nich dbała. Podobno te misje miały być bezpieczne. Akurat ta na taką nie wyglądała.
Przeteleportował się cieniem kilka metrów przez boginię łowów. Spojrzał na nią i zobaczył strach i...czy to była troska? Wyglądała strasznie. Nigdy nie widział bogini w takim stanie. Łowczynie miały zacięte miny, ale widać było że odbierają uczucia swojej pani. Co tu się dzieje? Już za chwilę mieli dobiec do polany gdzie piorun przerwał niebo, gdy nagle Nico usłyszał krzyk swojej siostry, a sen rozpadł się jak zbite lustro.
Obudził się z krzykiem. Na szczęście nikogo nie obudził. Nikogo nie było w namiocie. Pewnie nie chcieli go budzić. Ubrał jeansy, koszulkę obozu i zarzucił na siebie jeszcze czarną bluzę ze skrzyżowanymi piszczelami. Znowu wyglądał jak przykładowe dziecko Hadesa. Wyszedł z namiotu.
Najpierw poraziło go to, że było zimno i mżyło. Dawno nie czuł deszczu na skórze. Praktycznie w ogóle nie opuszczał granic obozu. Zaraz potem spostrzegł, że ludziom to nie przeszkadza. Dzieci bawiły się w kałużach, a starsi spokojnie wykonywali swoje obowiązki. Przez chwilę mignęła mu gdzieś Annabeth z Percy'm, ale zatrzymał go Will.
-Cześć Nico.-syn Apolla szczerzył się głupio. Widać było, że on także jest zaskoczony tak nagłą zmianą pogody.-Pada.
-Nie zauważyłem.-Nico burknął coś pod nosem i zaczął iść w stronę namiotu strategów.
-Ej.-Will pomachał mu dłonią przed twarzą.-Co jest?
-Miałem sen. Nic takiego.-chłopak wyglądał jakby chciał jeszcze coś dodać, ale zamilkł.
Kiedy weszli do namiotu wszyscy obrzucili ich spojrzeniem lub kiwali głowami na powitanie.
-Hej.-Connie wyglądała na wykończoną. Włosy miała w nieładzie a pod oczami pojawiły się sine ślady.-Przepraszam za mój wygląd. Mamy dużo obowiązków.-powiedziała jakby czytając im w myślach.-Więc pytam się grzecznie: Czego?
-Argea wróciła?-Nico znał odpowiedź.
-Nie.-dziewczyna pokręciła ponuro głową.
-Coś się stało.-Syn Hadesa był tego pewien. Oni popatrzyli na niego jakby oszalał, więc opowiedział im swój sen.
-Mamy problem.-Connie skrzywiła się i wyjęła ołówek z włosów. Zaczęła kręcić nim między palcami.
-Ale co się mogło stać?-Will był naprawdę ciekaw. Nawet polubił Argeę.
-Trzeba się tego dowiedzieć.-Nico zamyślił się na chwilę, ale tylko na chwilkę, ponieważ przerwał mu huk i dźwięk jakby rozbijało się szkło.
-Bogowie.-Connie westchnęła cicho.-Nie, nie, nie.-Cofała się w głąb pomieszczenia.-Nie, błagam, proszę. Nie!
Do namiotu wbiegł Buck wraz z kilkoma braćmi od Hekate. Obrzucił spojrzeniem chłopaków po czym podbiegł do dziewczyny kulącej się na podłodze.
-Connie. Zabierz dzieci do namiotu Argei.-dziewczyna zaniosła się płaczem ale wybiegła spełnić polecenie.
-Co się dzieje? Co to za dźwięk?-Nico ledwo nadążał za chłopakami.
-Bariera.-Buck głośno przełknął ślinę.-To bariera.
-Co?-Will próbował przekrzyczeć hałas.
-Argea jest związana z barierą. Jeśli ona słabnie-bariera również. Nie przydacie się tutaj. Dzieci Hekate sztucznie podtrzymają barierę. Będziemy mieli czas na ewakuacje.
-Co?-Nico aż się zakrztusił słysząc te słowa.-Chcecie porzucić to wszystko na co pracowała Argea?
-Nie chcemy. Musimy.-widać było że sam nie wierzy w te słowa.-Idźcie.
Wiedząc że tak się na nic nie przydadzą, zawrócili. Po chwili huk ustał. Znaleźli swoich przyjaciół w namiocie strategów.
-Co to było?-Piper wyglądała blado. Nico opowiedział im swój sen, a Will rozmowę z Buckiem.
-Czyli Argea jest w niebezpieczeństwie. I nawet Łowczynie nie mogą jej pomóc?-Percy obejmował jedną ręką Annabeth.
-Tego nie wiemy.-stwierdziła córka Ateny.-Może odniosła po prostu rany. Może teraz Łowczynie je opatrują?
-Wątpię.-Nico przyznał cicho.-Jeśli tak, to dlaczego wtedy kiedy była ranna, jak ją znaleźliśmy bariera się nie rozpadała? Coś jej jest. Napewno.-Na zewnątrz podniósł się gwar. Ludzie zaczynali coś krzyczeć lub wzdychać z ulgą lub przerażeniem. Przyjaciele wyszli z namiotu i weszli w tłum, który zaczął się rozstępować, żeby przepuścić Nico. Chłopak próbował nie puścić się biegiem i zobaczyć co z jego siostrą. Will chyba go rozszyfrował i położył mu dłoń na ramieniu. Na ziemie spadła smuga dymu. Kiedy czarna kurtyna rozpłynęła się wraz z wiatrem pokazał się Oktawian. W ramionach trzymał bezwładne ciało Argei. Wyglądał jakby płakał. Miał zapuchnięte i czerwone oczy. Kilka dzieci Apolla położyły dziewczynę na noszach. Z jej dłoni wypadł czarny miecz i rozpłynął się kilka centymetrów nad ziemią. Ludzie zaczynali szeptać. Starsi rozumieli powagę sytuacji i zabrali dzieci. Zostali tylko Nico, Will, Percy, Annabeth, Piper, Jason, Connie, Buck, Cassandra i Oliver.
Cassie podeszła do Perciego i ścisnęła go za ramię. Oliver po prostu powiedział coś na pożegnanie.
-Jakbyś chciał odpocząć, znajdziesz nas nad jeziorem.-Cassie uśmiechnęła się smutno i odeszła z bratem ścieżką.
-Śmieszne. To my powinnyśmy ich pocieszać. Ja przecież prawie nie znałem Argei. Aua!-Percy syknął kiedy Jason wbił mu łokieć w żebra.
-Ty rzeczywiście masz glony zamiast mózgu.-Will wskazał na Nico.
Syn Hadesa stał prosto patrząc się w dal. Nie docierały do niego słowa przyjaciół. Znowu zawiódł. Następną siostrę. Czuł się pusty i bezwartościowy. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Will martwił się o Nico. Przyjaciele skierowali spojrzenia na czarnowłosego. Chłopak zacisnął pięści. Po twarzy popłynęły łzy. Ledwo czuł je na twarzy. Płakał bezgłośnie. Nikt się nie odezwał. Chłopak po prostu obrócił się w stronę drzew. Will próbował złapać go za rękę, ale dłoń przeniknęła ciało chłopaka.
-Nie.-szepnął, ale Nico już rozpłynął się w cień.
Cholera,ale mnie ciągnęło xD
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?
Ale banan na mej twarzy. Jeszcze dzisiaj wstawię jedenasty XD
UsuńUuu mroczny Nico powraca. :*
OdpowiedzUsuńTaka symboliczna załamka. :) Ale nie, chciałam, żeby w moim opowiadaniu Nico był (w miarę) szczęśliwy. XD
Usuń