Wszyscy umilkli kiedy Chejron zbliżył twarz do twarzy Argei. Nico cofnął się od siostry i stanął obok Willa.
-Cześć Cherry.-Argea zmusiła się do uśmiechu. Centaur roześmiał się serdecznie i poklepał ją ręką po włosach.
-Witaj Argea.
-To wy się znacie?-zapytali wszyscy jednocześnie.
-Nie. Przychodzę i go okradam.-Dziewczyna wzniosła oczy do nieba.
-Bo tak właśnie jest.- przypomniał jej Chejron.
-A no tak.-powiedziała takim tonem jakby nagle coś sobie przypomniała.
-Czekajcie. Stop.-widać było że Piper nie była w temacie.-O co chodzi?
-Argea pojawia się w obozie co pięć lat. Byłem pewny że ją dzisiaj spotkam. Zwykle jest cała okaleczona, lekko się pali i okrada nam magazyn z broni i ambrozji. I pyskuje.-Argea uśmiechnęła się promiennie.
-Ale pięć lat temu byłem w obozie.-Nico uświadomił sobie to dopiero teraz.
-Tak wiem. Twoja pierwsza szczelina w ziemi była bardzo ładna.-Argea zgodziła się z nim po czym powiedziała.-Chcesz medal?
-Ale...dlaczego....?-Nico miał tyle pytań, ale Will go powstrzymał, mocno ściskając go za rękę.
-Nie mogłam. Will? Słyszałeś kiedyś obozową legendę "Dziewczyna z Domku Apollina".
-Tak jasne. Że co jakiś czas pojawia się dziewczyna, półbóg, nigdy nie wiadomo czyje to dziecko ani jak się nazywa. Kiedy przenoszą ją do kliniki zaraz potem znika a Chejron zakłada nowy alarm w magazynie.-rozszerzyły mu się źrenice.-To ty, prawda?
-Patrzycie na legendę!-ukłoniła się teatralnie.-O! Percy i Annabeth idą. Jednak zdążyli.-zamyśliła się i zaczęła bawić się medalionem na szyi. Był ze spiżu ozdabiany zębatkami.
-Tak to Percy i Annabeth. Spotkamy się w pawilonie. Już tam idą.-skinął głową.-Wskakuj Argea.
-Sam tego chciałeś.-Argea wskoczyła mu na grzbiet i popędzili do pawilonu.-Szybciej, di Angelo.-Nico usłyszał jeszcze jej krzyk.
Kiedy Nico, Will, Hazel, Piper, Frank i Jason doszli do pawilonu, Chejron kończył opowiadać historię Argei. Dziewczyna siedziała mu na grzbiecie i jadła następne jabłko. Czasami skinęła głową, ale nie odzywała się. Nie patrzyła w oczy Perciemu. trzeba przyznać, nie lubiła chłopaka.
-Co tak właściwie ci się stało?-usłyszeli pytanie centaura.-Bo o ile dobrze pamiętam, powinnaś mieć osiemnaście lat.
-Mówiłam.-Argea westchnęła cicho.-Byłam w miejscu gdzie się nie starzałam. Byłam tam dwa lata.-widać było, że chce szybko zmienić temat.-Są!-wykrzyknęła trochę za bardzo entuzjastycznie.-No widzę, że uzbierała się prawie cała Wielka Siódemka. Plus ja, Nico i Will.-wszystkim zrzedły miny. Jeszcze nie doszli do siebie po śmierci Leona. Ale Argea właśnie skończyła jabłko i wręcz promieniowała.-Ej ludzie.-wyciągnęła medalion.-Wiecie co to?
-Jakiś wisiorek.-burknął Frank.
-Nie jakiś tam wisiorek. Dostałam go od pewnego syna Hefajstosa.-popatrzyła na ich niepewne miny.-Ale jesteście tępi.-Argea westchnęła- Taak. Leon Valdez to był ktoś.
-Co?-Hazel ledwo zdołała wypowiedzieć to słowo. -Leo ci go dał? Zanim..-nie potrafiła wymówić tego słowa.
-Nie. Dał mi go w tamtym roku.
-Ale jak? Przecież on zginął dwa lata temu. Przestań nas nabierać, Argea.-Piper zaczęła płakać i wtuliła się w Jasona.
-Przestań beczeć, Pipes. Lepiej popatrz.-Argea otworzyła medalion z którego wyskoczył hologram.
Było słyszeć głównie huk powietrza. Na przeciw kamery siedział Leon i grzebał w kablach. Wyglądał na starszego. Miał dłuższe włosy, nabrał trochę masy. Ale uśmiech mu został.
-Nienawidzę cię, Leonie Valdezie.-odezwał się dziewczęcy głos. Argea uśmiechnęła się na ten głos. Reszta jej przyjaciół było przerażonych. Piper nie przestawała łkać. Hazel i Nico zrobili się cali bladzi. No raczej Nico, u Hazel nie było to bardzo widoczne. Annabeth miała upartą minę. Percy patrzył się nieufnie w hologram. Frank wyglądał jakby chciał się w coś zmienić. Jasonowi pomiędzy palcami skakały iskry. Will tylko się uśmiechał.
-Hej Leo.-Argea przywitała się spokojnie.-Co u was?
-Hę? O, cześć Argea.-pomachał ręką i szerzej się uśmiechnął.
-Witaj Argy.-Córka Hadesa skrzywiła się na to zdrobnienie.-Już jesteś?
-Tak.-uśmiech Leona przygasł.-Dotarłaś?
-Jasne. Zajęło to dokładnie rok.-zasalutowała i zeskoczyła z centaura.-Macie.-Argea położyła medalion na jednym ze stołów.
-Cześć ludzie.-pomachał im nieśmiało.-Przepraszam, ale...
-Przepraszam?!-Piper nie wytrzymała. Skoczyłaby na tego Leona gdyby Jason jej nie przytrzymał.-Przepraszam?! Nienawidzę cię Leonie Valdezie!-Piper szarpała się w ramionach swojego chłopaka. Percy cicho zagwizdał.
-Udało ci się.-Leo miał zbolałą minę.
-Tak. Mówiłem że mi się uda.-wyszeptał.
-I tak cię nienawidzę Valdez!-Kalipso krzyknęła gdzieś z tyłu.
-Ja ciebie też!-odkrzyknął zanosząc się ze śmiechu.-Kocham ją.-przyznał.-Przepraszam was wszystkich, że nie wracałem do obozu. Ale nie mogę. Porwałem Kalipso z jej wyspy i lepiej żeby nie przebywała gdzieś gdzie mogą przebywać bogowie. Więc ciągle podróżujemy.
-To prawda. W tamtym roku spotkałam go w Rzymie. Wtedy dał mi to żebym przekazała to wam. Ostrzegłam, że potrwa rok zanim wrócę.
-Przepraszam Pipes. Kocham cię. To znaczy....co znowu?-krzyknął do Kalipso.-Jak to? Nie to niemożliwe.-odwrócił się do nich.-Czekajcie. Co chcesz? -I odszedł od kamery.
Piper już się uspokoiła. Prawie wszyscy się uśmiechali. Byli szczęśliwy że Leo żyje. Byli w szoku ale szczęśliwi. Argea spokojnie przeżuwała jabłko. Znowu. Chyba najbardziej dumny był Percy.
-Udało mu się. Uwolnił Kalipso.
Na ekranie pojawiła się ładna blondynka.
-Cześć Argea i Percy.-Kalipso pomachała nam dłonią. Była cała osmalona.-Leoś musiał coś naprawić. Niestety nie mamy więcej czasu. Przykro mi. Przykro nam.Pa-pa. Obraz zgasł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz