czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział dziesiąty [Argea]

  Dlaczego to tak boli? Nic tylko ten niemiłosierny ból, rozsadzający mi płuca i czaszkę. Unosiłam się w pustce. Nie pamiętam, nie pamiętam co się stało. Artemida, Łowczynie, Oktawian i...i...Wytężałam umysł próbując sobie coś przypomnieć. Coś więcej. Nic z tego! pomyślałam zdenerwowana.
  Poczułam jakby piorun piorunów uderzył mnie w sam środek klatki piersiowej. Łzy pociekły mi po policzkach, ale dzielnie zagryzłam wargę, aż poczułam na języku smak krwi. Chciałam krzyczeć, wierzgać! Cokolwiek! Ale nie mogłam się poruszyć. Ciało odmawiało posłuszeństwa. Albo inaczej. Ja już nie miałam ciała! Przestałam czuć własne palce. Chciałam tylko zamknąć oczy. Tylko zamknąć te cholerne oczy!
  Podniosłam się do pozycji siedzącej, podpierając ręce na ciemnej trawie. Mocno kręciło mi się w głowie. Zacisnęłam palce na czarnych źdźbłach. Kiedy obraz przestał kręcić się jak na jakiejś kiepskiej karuzeli rozpoznałam gdzie jestem. Ogród Persefony. Siedziałam na samym środku trawnika. Wokół mnie ciągnęły się rzędy pięknych, kryształowych kwiatów.  Na krzakach rosły niezidentyfikowane owoce kuszące słodkim zapachem. Nie wolno ich jeść. przypomniałam sobie czym zaimponowałam...no...samej sobie. Bo raczej nikogo innego tu nie było. Dla pewności rozejrzałam się wokół. Nie, bez zmian. Spojrzałam na swoje dłonie. Czekaj, zmrużyłam oczy. Nie pamiętam, żebym zakładała kurtkę Nico na misję. W ogóle nie pamiętam, żebym miała jakiekolwiek z tych ciuchów na wyprawie. Miałam na sobie czarne jeansy i ciemny podkoszulek moro. No i nie mogło zabraknąć moich wysłużonych trampków. Odruchowo sięgnęłam ręką do amuletu na szyi. Nadal jest. Odetchnęłam głęboko. Z moich ust wydobył się nerwowy śmiech. Moja najbardziej skryta tajemnica.
-Szybko!-usłyszałam za sobą cichy syk. W moją stronę biegła postać odziana w czarną suknię z długim rękawem. Twarz miała zakrytą ciemnym woalem, ale ja już wiedziałam kogo mam przed sobą.
-Persefono.-skłoniłam się lekko. Nigdy nie widziałam bogini w takim stanie. Gorączkowo rozglądała się we wszystkie strony. Biegła bezszelestnie i na bosaka. Oddychała ciężko. Dopiero teraz zauważyłam, że dół sukni jest poszarpany jakby przedzierała się przez jakieś krzaki.
-Szybko!-spojrzałam w jej oczy i zobaczyłam strach, może nawet przerażenie.-Szybko moje dziecko! Hades nie może się dowiedzieć. Nikt nie może się dowiedzieć.-popatrzyła na moją twarz i dotknęła ją ręką. Persefona lubiła mnie i przez to czasami zachowywała się jakbym była jej prawdziwą córką.-Masz przechlapane dziecko.-zmarszczyłam brwi.
-Co? O co chodzi? Persefono?-przytuliłam ją lekko, kiedy zobaczyłam łzy w jej oczach.-Halo.
-Przepraszam.-westchnęła i otarła policzek.-Po prostu się martwię.-przygryzła wargę.-Nie powinnam tego robić ale trzymaj.-wepchnęła mi do ręki czarny koralik.-Jedno życzenie. Spiesz się!-szepnęła i rozpłynęła się razem z ogrodem.
  Upadłam z hukiem na marmurową posadzkę. Cichy jęk wyrwał mi się z gardła. Szybko wstałam i otrzepałam się z pyłu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu oceniając sytuację. Podłoga, ściany, sufit. Wszystko z czarnego marmuru. Wysokie na piętnaście metrów kolumny pięły się w górę. Stałam w dziwnym kręgu na samym środku. Przede mną stała długa ława. Po chwili pokazało się tam kilka duchów.
-...w końcu to się skończy!-cieszył się jeden.
-Tak! W końcu koniec!-zarechotał jeden.
-Ekhem.-odchrząknęła zwracając ich uwagę na siebie.
-Jesteś w reszcie.-wysoki, muskularny mężczyzna obrzucił mnie zabójczym spojrzeniem.
-Najwyraźniej.-odburknęłam.-O co chodzi?-koralik w dłoni stawał się gorętszy.
-O co chodzi? O co chodzi?-jakaś kobieta zaczęła mnie przedrzeźniać.-Dlaczego zawsze pytają się o to samo?
-Kto?
-Zmarli.-kobieta wywróciła oczami.-Zawsze to samo...
-...dlaczego?
-...po co?-do odpowiedzi dołączyły się inne głosy.
-...my nie chcemy.
-Ale...-ścisnęło mi się gardło. "Jestem martwa".-Ale ja...ja mam po co żyć!-krzyknęłam im prosto w twarz. Poczułam łzy na policzkach. Nie pozwoliłam im płynąć.
-Wszyscy mają moja droga.-jakiś mężczyzna zabrał głos i przemówił łagodnie.-Posłuchaj. My..to znaczy ja...wiemy że to trudne, ale...-widać, że jest w niezręcznej sytuacji.
-Nie!-po co ja się tak denerwuje?- Ja będę żyć! Mam po co żyć! Mam przyjaciół! Moich ludzi!-zacisnęłam oczy.-I mam Nico.-wyszeptałam. Spojrzałam im wszystkim w oczy. Nie obchodziło mnie że łzy zamazywały mi obraz. Za plecami jedynego życzliwego na sali, zobaczyłam Persefonę. Uśmiechnęła się lekko i puściła mi oczko. Po czym rozwiała się w dym. Wiedziałam co mam robić.
  "Chcę żyć." wypowiedziałam życzenie dziwiąc się samej sobie. Zwykle miałam myśli samobójcze. Zaśmiałam się cicho i zmiażdżyłam koralik między palcami.
  Otworzyłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Miałam obolałe płuca. I ten oddech nie za bardzo mi pomógł. Zaczęłam kaszleć i dławić się. Łzy cisnęły mi się do oczu. "Nie!" myślałam. Umrę przez niedotlenienie? Czy to jakiś żart? Zaraz ktoś pojawił się przy mnie i poklepał mocno po plecach. Uspokoiłam oddech.
-Dziękuję.-westchnęłam i przeczesałam palcami rozpuszczone włosy.
-Ty..-poczułam czyjeś dłonie na twarzy.-Ale...-zobaczyłam zapłakanego Bucka.-Ty nie żyłaś. Serce zatrzymało ci się dwie godziny temu i...-widziałam, że trudno było mu o tym mówić. przytuliłam go mocno i gładziłam po włosach.
-Spokojnie.-uśmiechnęłam się łagodnie.-Żyję i nie zamierzam tego...-zamknął mi usta pocałunkiem. Po chwili oddałam go i przyciągnęłam mocniej do siebie. Oderwaliśmy się od siebie zdyszani.
-Przepraszam.-wyznał skołowany.
-Nie ma za co.-czułam się świetnie.-O co chodzi?-spytałam kiedy zobaczyłam jego zbolałą twarz.
-Chodzi o to, że...wszyscy myślą, że nie żyjesz. Wiesz...nawet Nico.-zachłysnęłam się powietrzem. Nico.-I ledwo go powstrzymałem od podróżą do podziemia. Powiedziałem, żeby tam nie szedł, ale ni chciał słuchać. Will wbił mu do głowy, żeby chociaż poczekał do pogrzebu.-skinął głową w moją stronę. Rzeczywiście. Miałam na sobie czarną, zwiewną sukienkę do kostek i balerinki na nogach. Czy ja czułam makijaż na twarzy?
-Ja..muszę tam iść! Wszystko wyjaśnić. Znaleźć Nico. Ja..-już chciałam wybiec z namiotu kiedy poczułam dłoń Bucka trzymającą mnie za nadgarstek.
-Chwila. To nie wszystko.-westchnął smutny po czym wyrzucił jednym tchem.-Większość ludzi już się spakowała, niektórzy wyjechali, inni czekają na twój pogrzeb z wyjazdem. Bariera się posypała. Przeżyliśmy już kilka ataków, ale...
  Nie słuchałam go już. Poczułam wielki gniew. Nie! Wściekłość! Jak oni śmieli atakować mój dom?! Jak?! Znajdę ich wszystkich i powyrywam im ręce, nogi i jelita. I będę taplać się w ich krwi lub prochach. Cokolwiek. Zabiję ich wszystkich! Buck spojrzał na mnie z przerażeniem. Poczułam w sobie moc wszystkich moich przodków, mojego ojca i mojej matki. Na zewnątrz usłyszałam krzyki. Strachu i rozkazujące. Czy ja dobrze usłyszałam? Arachne? A to stara jędza! Zabiję ją i będę piła jej ichor przez wieczność.
  Czas wyjawić moją największą tajemnicę. Mój największy sekret. Złapałam amulet zwisający mi na szyi i wyszłam na zewnątrz. Prosto w toczącą się bitwę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz