niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział dwudziesty szósty [Argea]

  Synt wiedziała co robimy. Prawda? Wszyscy wiedzieliśmy co robimy. Więc dlaczego się tak denerwuję? Ręce mi się pociły, a nogi miałam jak z ołowiu.
-Co?-powtórzyłam jeszcze raz.
-Tak. Mamy problem. Ten koleś jest niebezpieczny.-prychnął Jonathan. Wszyscy byliśmy lekko przestraszeni po tych wieściach. Jak dotąd nikt nie spotkał się z taką sytuacją.
-Ale po co to robi?-usłyszeli Hier, która obudziła się i cicho podeszła do ogniska. Jonathan od razu usiadł obok i objął ją ramieniem. Bogini powiedziała jej coś, po czym Hier zmarkotniała i położyła się spać.
-Mówię, że nie wiem, dlaczego. Wiem, że to robi.-na czole Syntii pojawiła się głęboka bruzda, coś jeszcze nie dawało jej spokoju. Chyba nie tylko ja to zauważyłam.
-Co jest?-spytał Nico.
-Co?-Syntia otrząsnęła się z otępienia i zwróciła twarz w stronę chłopaka.
-Widać, że coś cię męczy.-odpowiedziałam za brata.
-E tam.-machnęła ręką.-To nic ważnego. Skupmy się na rzeczach pierwszorzędnych. Ma ktoś pomysł jak dotrzeć do tej twierdzy?-wskazała zamek, a raczej warownie z szarego kamienia. Tam właśnie mieliśmy się dostać, ale nie mieliśmy pojęcia jak.
-Może przepuścimy szturm?-wymamrotałam cicho. Bardziej do siebie niż do innych. Tylko Hier usłyszała, ale ona słyszy wszystko. Parsknęła śmiechem.
-Wątpię, żebyśmy w piątkę przeprowadzili szturm na tą twierdzę. MacFlag pewnie wynajął jakiś głupców, żeby chronili mu pleców kiedy on będzie zwiewał.
-MacFlag?-spytałam niepewnie.
-To ten facet, śmiertelnik.-powiedziała to nazwisko bardziej jak obelgę.
-Skąd wiesz?
-Słyszałam jak darł się na swojego poplecznika.-wyszczerzyła zęby.
-Niesamowite.-westchnął Nico.
-Wiem, jestem świetna.-przerwała.-Ale wracając: Po co mu herosi?
-Nie dość, że śmiertelnik, to jeszcze wiedzący o całym naszym świecie.-westchnęłam ciężko.-Ciekawe do czego jest zdolny?
-Do wszystkiego. Jest bezwzględny i bezlitosny.-kiedy popatrzyliśmy na Jonathana, jak na szaleńca, on wzruszył ramionami i ciągnął wykład dalej.-To już się kiedyś zdarzyło. Ile to było? Dość niedawno, jeśli dobrze pamiętam. Kilka lat wstecz. Nie dość że czytałem akta...
-Ty czytałeś akta?-zapytał Nico podnosząc jedną brew.
-A żebyś wiedział, że czytałem.-posłał mu zabójcze spojrzenie i wrócił do opowieści.-...to byłem tam i dobrze pamiętam te chore akcje. Raz na jakiś czas znikali obozowicze. Tak po prostu. Znikali, nie zostawał po nich żaden ślad. Chejron był bliski załamania, nawet Dionizos nie mógł pomóc. Pojawiła się pewna obozowiczka...
-I co się stało?-wypaliłam. Jonathan tylko spojrzał na mnie rozbawiony.
-Teraz już jej nie ma. To znaczy...to trudne..nie ma jej w obozie. Chociaż jest. To jest...zagmatwane.
-Co się z nią stało?-Hier wbiła w niego słodkie oczka, czekając na odpowiedź.
-Teraz jest boginią.
-Co?-Nico zachłysnął się powietrzem.
-Normalnie. Jest teraz na Olimpie. Czekamy na pierwszego półboga od niej.-zaśmiał się cicho, na co Hier zbladła lekko.
-Wracajmy do tematu.-Syntia klasnęła w dłonie.-Ma ktoś pomysł?-Hier podniosła się z ziemi ściskając miecz w dłoni.
-Mamy towarzystwo.-warknęła w stronę drzew.
  Po chwili zza linii zaczęły wychodzić potwory. Olbrzymie skorpiony, dzikie centaury oraz cyklopy. Nagle szeregi rozstąpiły się a powstałą ścieżką szedł spokojnie mały człowieczek.
  Był to niski, beczułkowaty mężczyzna, Nosił kozią bródkę. Widać było że ma niezłą nadwagę. Ubrany w jasny garnitur skłonił się lekko i ściągnął kapelusz. Był łysy.
-Oh. Herosi!-powiedział na powrót prostując się.-Nie wszyscy jesteście mi potrzebni. Chcę tylko ślepą. Was mogę puścić.-mówił miękko i jedwabiście. Jonathan schował Hier za plecami.
-Wcale nie zamierzasz nas puścić, kłamco!-krzyknęła do niego Synt. Podziwiałam ją za tę odwagę.
-Ależ owszem. Puszczę was kiedy z wami skończę.-klasnął i wtedy stwory ruszyły prosto na nas.
  Rozwinęłam skrzydła a węże zmieniły się w baty. Ruszyłam na największego cyklopa i cięłam go ciosem z góry, przez co jednooki rozpłynął się na dwie równe części. Nie bez satysfakcji ruszyłam dalej w wir walki. Widziałem że inny też nieźle sobie radzą. Nico wzywał trupki, jak je pieszczotliwie nazwałam, Syntia załatwiała potwory pnączami. Tyle że było w tym coś niepokojącego. Jej skóra pokryła się kolcami a z dłoni wyrosły potężne baty, podobne do moich, tylko że z pnączy i z kolcami. Twarz zaczynała się robić lekko zielonkawa, ale dziewczyna z zaciętym wyrazem twarzy torowała sobie drogę przez zastępy skorpionów. Jonathan walczył zwykłym, spiżowym mieczem, ramię w ramię z Hier, która nawet jak na ślepą, radziła sobie wyśmienicie.
  Spojrzałam w lewo i zobaczyłam MacFlaga, który tylko uśmiechał się drwiąco. Poleciałam w jego stronę, ale nagle usłyszałam krzyk. Hier.
-Jonat...-urwał się równie nagle jak się rozległ. Rozejrzałam się szybko i zobaczyłam że Jonathan został otoczony, a jakiś cyklop ciągnął Hier w stronę lasu. Jedną ręką otoczył ją w tali a drugą trzymał na jej buzi. Szybko oceniłam sytuację i ruszyłam na pomoc Jonathanowi. Wiedziałam, że Hier jest silna i bez trudu poradzi sobie z jednym cyklopem. Wtedy nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.
  Bez trudu powaliliśmy cały krąg potworów. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam, że nie ma więcej wrogów, tylko ten cyklop i MacFlag. Rozległo się ciche klaskanie. Gruby facet wyszedł krok do przodu i podszedł spokojnym krokiem w stronę dziewczyny w objęciach potwora.
-Hier!-rzuciłam do dziewczyny. Podniosła głowę i zobaczyłam łzy spływające po policzkach.
-Hieronima Santiado de Cali.-powiedział człowieczek przesuwając dłonią po twarzy Hier. Nie protestowała. Stała nieruchomo i patrzyła się do przodu. Cyklop mocno ja trzymał.-Jak miło cię widzieć.
-Zostaw ją!-krzyknął Jonathan i musiałam powstrzymać go, żeby nie rzucił się na tego typka.
-Nie. Jest mi potrzebna.-odparł lekko.-Ale zaimponowaliście mi. Naprawdę świetnie walczycie.-pokiwał z uznaniem głową.-Przyszliście tu po nią? Prawda?-z pod ziemi wyrosła kobieta w czarnej sukni. Wzięła głęboki wdech, jakby trzymał ją pod tą ziemią długi czas. Upadła na ziemię nie mogąc wstać.
-Persefona!-krzyknęłam.-Co jej zrobiłeś?-Nico musiał trzymać mnie w pasie, żebym nie wywaliła temu żałosnemu śmiertelnikowi flaków na wierzch. A on głupio się uśmiechał.
-Ja? Nic.-Persefona podniosła się na rękach nadal oddychając ciężko.-Chcecie ją? To sobie weźcie. Mi już nie jest potrzebna.-kopnął boginię w brzuch. Wyrwał jej się cichy jęk, ale nie miała siły się stawić.-Chciałem tylko dziewczyną.-ponownie złapał Hier mocno za policzki. Łzy nadal płynęły. Wyszeptał jej coś do ucha, a ona zaniosła się niekontrolowanym szlochem. Potwór puścił ją, a ona opadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Jej ciałem wstrząsał płacz.
-Ty...-Jonathan rwał się do przodu, ale wtedy MacFlag wyjął sztylet i zbliżył się do Hier.
-Chcesz tego?-namierzył szyję dziewczyny, a ona nawet nie próbowała drgnąć.
-Ja...-chłopak zaczął się wycofywać.
-Grzeczny chłopiec.-wyjął zza rękawa czarne pudełeczko. Szybko je otworzył i wbił coś w szyję Hier. Z cichym jękiem opadła do przodu.
-Co ty jej zrobiłeś ty potworze?!-nie wytrzymałam. Węże popełzły w jego stronę. Chciałam go zabić! Bardzo chciałam. Ale zrozumiałam, że na razie nie mogę. Zawróciłam je, a on z uznaniem pokiwał głową.
-Nic jej nie zrobiłem. Na razie.-ruszył dziewczynę czubkiem buta.-Bierz ją!-warknął do cyklopa, który zarzucił ją sobie na ramię.-Żegnajcie.-skinął nam głową i zniknął.
-Persefona!-podbiegłam do mojej macochy i pomogłam jej wstać. Jonathan pomógł mi ją poprowadzić do obozu. Nico trzymał się cicho z tyłu.
-Uh. Dziękuję.-Persefona opadła przy ognisku.
-Gdzie jest Syntia?-usłyszałam głos Nico.
  Bogowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz