środa, 10 grudnia 2014

Rozdział dwudziesty [Syntia]

  Minął tydzień. Tak. Minął okrągły tydzień od kiedy opuściliśmy obóz Herosów. Właśnie zgubiliśmy te dziwne wilki. Nie pytajcie. To było naprawdę pokręcone. Przedzierając się przez chaszcze myślałam o moich trzech braciach. Mimo, że wszyscy byli przyrodni, kochałam ich jak rodzonych. Zawsze tak o nich myślałam. Zdarzało nam się kłócić, ale zawsze się godziliśmy. Wcześniej czy później. Razem ze Stevem byliśmy pośrodku. Oboje mięliśmy siedemnaście lat. Dave miał dziewiętnaście, a Emilio jedenaście.
  Dave był świetnym starszym bratem. Rozdzielał nas kiedy biliśmy się ze Stevem, był troskliwy i opiekuńczy. No i zawsze opanowany. Co sprzeczało się z naturą Steva, który był roztrzepany, głupi, bezmózgi. Był również nieodpowiedzialny i skory do kłótni. Ale wiedziałam, że nas kocha. Kiedy był potrzebny włączał tryb "Kochany braciszek". A Emilio, Emilio był kochany. Słodki, umiejący pocieszać dzieciak, który kochał mnie całym sercem. Z resztą ja go też.
  Ból. Znowu. Ból. Paraliżujący ból. Bezlitosny. Musiałam się zatrzymać.
-Uciekliśmy już.-wykrztusiłam, niezdolna do dalszego biegu.-Możemy się zatrzymać?
-Syntia!-córka Hadesa była chyba w złym humorze.-Odpoczywaliśmy trzy godziny temu!
-Dobra, chodźmy dalej.-wyjąkałam.-Tylko najpierw może pomóż mi się ruszyć.-próbowałam ruszyć ręką. Jęknęłam cicho kiedy poczułam kolce przebijające się na zewnątrz. Próbowałam je powstrzymać. Wstrzymałam oddech i stałam w bezruchu. Cofnęły się.
-Co to znaczy?-Hier wnikliwie przejeżdżała wzrokiem moje ciało, aż natrafiła na twarz.
-Nie mogę się ruszyć.-chyba powinnam im powiedzieć. Przegryzłam wargę.-Ja...-nagle skurcz minął a ja spadłam na tyłek.-Au!-nadal czułam kolce. Były w końcu w całym moim ciele.-Już mogę.-próbowałam rozmasować rękę, ale nadal bolało niemiłosiernie. Ledwo dotknęłam ramienia a już musiałam cofnąć rękę. One były tuż pod skórą.-Ale muszę odpocząć.
-Musimy iść!-Argea obstawała przy swoim.
-Zrozum że nie mogę.-wycedziłam przez zęby, ale spróbowałam wstać. Nie dam rady. Dziewczyna podeszła i wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją z wdzięcznością. I wtedy Argea pociągnęła mnie w mocno w górę. I to był błąd.
  Mój wrzask poniósł się po całym lesie naokoło. Argea szybko mnie puściła. I nie dziwiłam się jej. Od góry ramienia do nadgarstka ze skóry wybijały się ciemno zielone kolce latorośli. Łzy popłynęła mi po policzkach.
-Bogowie.-ciemnowłosa zakryła buzie ręką.-Ja nie...nie chciałam.-Opanowałam głos i zmusiłam się do wypowiedzenia kilku słów.
-Dlatego nie mogę chodzić, tak szybko, jakbyście chcieli.-poruszyłam powoli ramieniem, ale przeszywający ból rozniósł się po całym moim ciele. Z głośnym jękiem osunęłam się na trawę.-Jestem przeklęta.-poczułam dłoń na czole. Obok klęczała uśmiechnięta Hier.
-Coś tak przeczuwałam, że to nie mogą być tylko geny Dionka.
-Rozbijemy obóz z Jonathanem!-głos Nico zanikł kiedy rzucili się między drzewa.
-Przepraszam.-Argea wyciągała ambrozje z plecaka.
-To nie pomoże.-machnęłam zdrową ręką.-Myślisz, że nie próbowałam? Samo minie.-położyłam się spokojnie na ziemi i uspokoiłam oddech. Kolce wsunęły się z powrotem. Dziewczyny cicho westchnęły.
-O co dokładnie chodziło?-Hier próbowała zagadać mnie kiedy bandażowała mi ramię.
-Pnącza oplatają moje kości i narządy, są w żyłach. Są wszędzie. Niekiedy ból jest tak potężny, że nie mogę wziąć oddechu.-poczułam się lepiej, kiedy o tym powiedziałam.-No i właśnie. To taka tarcza. Kiedy moje ciało czuje się zagrożone...
-To tak załatwiłaś tego gościa!-źrenice Argei powiększyły się gwałtownie i wpatrzyła się w moją twarz.
-No.-Kreatywnie! pochwaliłam się w myślach.-Nie miałam siły nawet wypowiedzieć słowa. No ale właśnie tak to działa.-Hier zerwała niepotrzebny nadmiar białego bandaża z mojego ramienia.
-Ale..dlaczego?-zmarszczyła czoło.-To znaczy...
-Jestem córką Dionizosa. No i jeszcze w dodatku, jest moim patronem. Ale moim patronem mogłaby być Demeter. Miałam wybór. Wybrałam ojca. Kiedy Demeter chciała wiedzieć dlaczego, powiedziałam że dlatego, że ze wszystkich roślin najbardziej kocham winorośle i że ojciec bardziej się na nich zna. Wkurzyła się. Powiedziała, że to najgłupszy powód jaki słyszała. No i dostałam co chciałam. Połączona z winoroślą. Niezły tytuł na film.-odetchnęłam głośno.-Tak, to było głupie posunięcie. Ale co mogłam zrobić? Miałam siedem lat.
-Ale....Dionizos nie mógł tego cofnąć?-Dziewczyny położyły się po moich obu stronach. Przez ten tydzień zaprzyjaźniłyśmy się dość mocno. Złapały mnie za dłonie, a ja byłam im wdzięczna.
-Nie mógł.-odpowiedziałam beznamiętnie.-Próbował, ale te pnącza są silniejsze. Są gorsze dni i lepsze. Bywa różnie.-nie pytały o nic więcej. Chwile potem przyszli chłopcy.
-Hej. Co jest?-Jonathan pochylił się nad Hier i pocałował ją w czoło.
-Potem wam powiemy.-przerwała mu Argea.-Prześpij się Synt.-powiedziała wstając.
  Pomyślałam, że to dobry pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz