piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział dwunasty [Nico]

  Wiele rzeczy zdarzyło się w krótkim odstępie czasu. Moja siostra ożyła. Napadły nas pająki. Argea oszalała i została psychopatką. Sama jedna pokonała Arachne,a po milutkiej rozmowie z dwoma boginiami wyrosły jej skrzydła i wzbiła się w powietrze. Jednym słowem wywołała złotą falę, która naprawiła barierę, ale i nas wszystkich. Skrzydła zniknęły, a ona spadała teraz nieuchronnie w stronę ziemi, paląc się. Rzuciłem się w stronę siostry, chociaż wiedziałem że dużo nie zdziałam. Była za daleko. Chciałem krzyknąć do Jasona, ale on zemdlał z braku sił. A więc wracając do mojej pięknej listy. Percy krzyknął jakieś imię. Po niemiłosiernej długiej chwili, przerywanej tylko krzykami ludzi i próbami ratowania spadającej Argei, która wydawała się dziwnie spokojna, w powietrzu pojawiła się łódź ciągnięta przez....lwo-orła? Czekajcie przerwa. Ale jak? Argea spadła na pokład łodzi, która już za chwilę wylądowała na środku polany. Percy stał chwilę patrząc i niedowierzając, za to ja od razu rzuciłem się na pokład.
  Na łodzi były dwie osoby plus Argea. Był to chłopak który miał chyba z osiemnaście lat i dziewczyna w wieku, może, szesnastu.(Pewnie pomyliłam się z wiekiem jak coś pokręciłam napiszcie~dopis autorki) Blondynka już klęczała przy Argei przykładając jej dłoń do czoła i mamrocząc jakieś słowa. Chłopak przyjrzał mi się podejrzliwie i skierował wzrok w stronę Perciego który właśnie wspinał się na pokład.
-Percy.-powiedział spokojnym tonem.
-Hej, Carter.-chłopak uśmiechnął się i wyciągnął dłoń do nieznanego chłopaka.
-Czyli...wy już się znacie?-spytałem zdezorientowany.
-Tak. Chyba, to było dwa lata temu? Tak?-Carter pokiwał głową, po czym wyciągnął rękę w moją stronę.
-Carter Kane, mag dwudziestego pierwszego nomu.-potrząsnąłem jego dłonią i sam przedstawiłem się krótko.
-Nico di Angelo, syn Hadesa.
-Carter!-ta blondynka wydzierała się na cały statek. Szybko spojrzałem na polanę. Ludzie czekali na wieści co z ich przywódczynią. Jason i Piper próbowali wszystkich uspokoić. Pokazałem im kciuk w górę i podbiegłem do Argei.
-Hej.-przywitałem się, wiem to było głupie. Ale co mogłem powiedzieć siostrze, która nie żyła,a potem znowu żyła a potem...argh....to trudne.
-Cześć Nico.-powiedziała słabym głosem.
-Nic jej nie będzie, to silny mag.-stwierdziła dziewczyna odrywając dłoń od czoła mojej siostry.-Sadie Kane, również mag dwudziestego pierwszego nomu. Nagle przypomniałem sobie że powinienem być zły na siostrę.
-A ty co się szczerzysz?! Chciałaś żebym zginął na zawał?! Co to było?! Chciałaś ożyć, żeby zginąć?! Jesteś...-głos już mi nie wytrzymał.-Jesteś głupia.-spuściłem głowę, tak że włosy zakryły mi oczy. Poczułem dłoń na czole. To Argea odgarniała mi pasemko po pasemku.
-Zginęłabym za swoich. Zawsze i wszędzie.-wyznała.-Ale wcześniej musiałam się hamować. Musiałam na siebie uważać. Bariera zależała od mojego życia.
-Czyli co? Chciałaś zginąć i zniszczyć ją doszczętnie?-usłyszałem głos Perciego za plecami. On naprawdę ma glony w mózgu. Przecież powiedziała "wcześniej"
-Przepisałaś ją na kogoś innego prawda?-spytałem się cicho. Ona tylko skinęła głową.-Na kogo?
-Na Zeusa.-odparła zamyślona.-Mój dom będzie trwać do końca bogów. I nie będzie zależał ode mnie. Będę wolna.-nadal zaciskała dłoń na amulecie. Usłyszałem jakieś głosy w tyle. Nawet nie zauważyłem jak Percy, Carter i Sadie zostawili nas samych. Pomogłem jej wstać i wtuliłem się mocno z jej włosy. Pachniały dymem. Zaśmiałem się w duchu.
-Co to?-wskazałem na wisiorek.
-Powiem wszystkim jednocześnie. Nie chce powtarzać tej samej historii każdemu z osobna.-zmierzwiła mi włosy po czym podbiegła do naszych nowych przyjaciół i ścisnęła oboje. Sadie coś jej powiedziała i pogroziła palcem. Argea tylko zaśmiała się głośno i odepchnęła dziewczynę na ścianę. Po chwili obydwie wybuchły śmiechem a nasza trójka patrzyła się na nie jak na wariatki.
  Kiedy doszliśmy do namiotu strategów czekało tam na nas kilka osób, a właściwie: Oktawian, Connie i Buck, który od razu podbiegł i przytulił Argeę.
-Co się stało?-pisnęła Connie. Oktawian miał opanowany wyraz twarzy. Wyglądał jakby czekał na rozkazy.
-Oktawian? Idź proszę ogłoś, że nic mi nie jest i zadzwoń do tych którzy wyjechali, że mogą wracać. Dobrze?-Argea pierwsza przerwała niezręczną ciszę. Blondyn skinął głową i pośpiesznie wyszedł. Usiedliśmy wszyscy przy stole na środku. Percy chciał wyjaśnić Carterowi kim jesteśmy, ale okazało się że Argea go ubiegła.
-Oni wiedzą Percy. Dowiedzieli się dwa lata temu. Powiedziałam im wszystko. I teraz mogę powiedzieć ci wszystko o nich.-zaczęła opowieść o bogach Egiptu. Nie wszystko rozumiałem, ale...
-Skąd to wiesz?-zapytałem się po prostu kiedy skończyła. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech.
-Chciałam do tego dojść. Wiedzieli o tym tylko Carter, Sadie no i bogowie. Ja...ja nie jestem bezpieczna. Wiesz? Chodzi mi o to że jestem mieszanką. Jestem takim mago-herosem. Miałam przodków faraonów. A teraz mam jeszcze boskiego rodzica. Mam moce i maga i herosa. Dwa lata temu, wyszłam z Tartaru. Miałam już wracać.-Buck chciał jej przerwać ale nie dała dojść mu do słowa.-Tak wiem. Plotki są różne. Wszyscy myślą, że byłam dwa lata w Tartarze. Nie. Byłam tam tylko rok. I wtedy wyszłam jakąś szczeliną i spotkałam tego demona. Akurat walczyła z nim Sadie no i tak jakoś wyjaśniła mi że jestem magiem. Szybko zrozumiałam i chciałam opanować tę moc. Więc rok mieszkałam w Domu Broklińskim.(to pewnie też źle ;-;~dopisek autorki) Miałam ćwiczenia indywidualne, bo nie chciałam żeby ktoś mnie zobaczył, poznał. Chciałam tylko trochę opanować nowe moce. Więc zajęłam się ścieżką Izydy.-wskazała na swój amulet.-Jest dla mnie patronką. Dlatego rozmawiałam z nią przed...naprawieniem kopuły.-zacięła się na chwilę.
-I poradziłaś sobie nieźle!-do rozmowy wtrąciła się Sadie.-To było naprawdę ekstra. Wiecie że Argea jest trzecim najlepszym magiem w tej okolicy?-dziewczyna spiorunowała ją wzrokiem.
-I to jest problem. Jestem niebezpieczna. Powinnam zginąć wiele razy. Ale bogowie zarzucili ten pomysł. Jestem też zbyt cenna.-pokazała palcami cudzysłów.-Wiele bogów mnie lubi. Wiecie pomagam im. Nie przychodzę z misją czy z prośbą. Czasami odwiedzam bogów tak o. Jestem ich maskotką. To znaczy dla niektórych.
-Persefona...-zacząłem ale nie dała m skończyć.
-Persefona mnie kocha, jak własną córkę. Martwi się o mnie. Czasami jest nadopiekuńcza, ale szczerze mówiąc ja też ją...lubię. Często mi pomaga. Wiem że to głupio brzmi, ale...-spojrzała nam w oczy.-Bogowie są dla mnie jak rodzina. Szalony wujek Dionizos, wymagająca ciocia Nike. I takie tam. Apollo nauczył mnie grać na gitarze.-wszyscy patrzyliśmy się na nią oniemieli. No oprócz Cartera i Sadie, oni pewnie już znali tę historię.-Więc tak pomyślałam, że wezmę sobie wolne i spędzę kilka tygodni z moim młodszym bratem w Obozie Herosów.-nagle spochmurniała.
-Co jest?-zmarszczyłem brwi.
-Ja...po prostu myślę, że już pora.-wymamrotała.-Connie. Poślij proszę po Hier.
-Hier?-Percy wyglądał jakby chciał parsknąć śmiechem. Ale Argei nie było do śmiechu.
-To zdrobnienie.-przewróciła oczami.-Ona nie lubi swojego imienia. Jej tak jak moje jest starogreckie. Przetłumaczenie mojego brzmi dość paradoksalnie.
-Ah tak?-uniosłem brew i spojrzałem na siostrę.
-No wiesz. Jestem dzieckiem Hadesa a na imię mam "Jasna".-wszyscy parsknęli śmiechem. Tak to było zabawne.(Wcale nie~dopis autorki) Do namiotu wbiegła dziewiętnastoletnia dziewczyna. Włosy miała czarne jak noc. Była chuda i blada. Jej tęczówki były krwisto czerwone. Ale nie wyglądała strasznie. Odczułem wręcz potrzebę, żeby podbiec, objąć ją ramieniem i chronić przed złem tego świata. Wyglądała na taka kruchą i nędzną. Ale wmaszerowała pewnie.
-Witaj Argea. Cieszę się że żyjesz.-dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie podeszła i przytuliła moją siostrę.-Jestem Hier, córka Hermesa.
-Już czas.-powiedziała Argea.-Możesz powiedzieć prawdę.-czarnowłosej powiększyły się źrenicę.
-Ale...na pewno.-przełknęła ślinę i popatrzyła na nas nieufnie.
-Tak, zabieram cie do Obozu Herosów.-Argea odparła spokojnie i zaczęła szukać czegoś między papierami.
-Możesz nam zaufać.-Percy odezwał się bardzo łagodnie, ale i pewnie.
-Dobrze Argea. Skoro mnie tam zabierasz...-przegryzła wargę.-Jestem Hieronima Santiado de Cali , córka Achlys.

1 komentarz: