Ile można czekać? Stałam już zniecierpliwiona przed domkiem Hadesa. Dobra. Zapukam szósty raz. Nadal nic. Westchnęłam i usiadłam na murku obok. Zdjęłam plecak i zaczęłam przeglądać, czy wszystko mam. Tak, nadal jestem ślepa. Woda, bandaże, ambrozja, sztylet, lina i jakieś ciuchy. Jedzenie mieliśmy odebrać na śniadaniu. Wystawiłam twarz do słońca. To znaczy tak myślałam. Mogłabym wlepiać wzrok prosto w słońce, a i tak nic bym nie zobaczyła. Nawet jasnego refleksu słonecznego. Nic. Tylko ciemność. Ale już się przyzwyczaiłam. Można by powiedzieć że lubię być ślepa. Chyba najbardziej ucierpiałabym tracąc słuch. A teraz, słyszę jak kwitną kwiaty czy jak serce przyspiesza. Uśmiechnęłam się lekko.
W końcu drzwi się otworzyły.
-Nareszcie!-zeskoczyłam z czarnych cegieł i rzuciłam się Argei na szyję. Też mnie ścisnęła.-Co tak długo?-rzuciłam jej krytyczne spojrzenie.
-Przepraszam.-Nico wyłonił się zza progu.-Nie mogłem jej ściągnąć z łóżka.
-Ta, jasne.-przewróciłam oczami i zeszłam powoli ze schodków.-Idziecie?-rzuciłam przez ramię i po chwili usłyszałam jak biegną w moją stronę.-Wstąpimy jeszcze po Syntię i Jonathana i na śniadanie. A potem..Witaj przygodo!-teatralnie rozłożyłam ręce.
-Super.-powiedzieli jednocześnie. Wyszczerzyłam zęby.
-Wiedziałam, że wam się spodoba.
Przez pięć minut dobijaliśmy się do Dionizosa.
-Co?! Wy też?!-wrzeszczałam i kopałam drzwi.-Czy wszyscy jesteście nienormalni?! Jako jedyna wstaję wcześnie?!-nawet nie zorientowałam się kiedy mocne ramiona objęły mnie w pasie. Jonathan pocałował mnie w czubek głowy i odciągnął od drzwi.
-Ej. Spokojnie.-wyszeptał mi do ucha.
-Czy jako jedyna wstaje wtedy, kiedy trzeba?!-wybuchłam, ale mocno trzymał mnie za nadgarstki.-Puszczaj mnie! Nie mam na to ochoty!-wycedziłam przez zęby. Przytulił mnie mocno do siebie. Głęboko wciągnęłam powietrze.-Ale i tak cie nienawidzę.-odsunęłam się kiedy drzwi się otworzyły.
-Gotowa.-burknęła Syntia. Miała rozczochrane włosy i worki pod oczami. Podbiegli jej bracia i szybko ją uściskali. Dave podał jej plecak.
-No to teraz tylko po żarcie!-byłam w bardzo dobrym humorze. Zaskakująco dobrym.
Po godzinie staliśmy przy sośnie tej dziewczyny, tej, no....Thalii! Tak, zapamiętałam! Oparłam się o jej pień i wciągnęłam powietrze aż mnie płuca rozbolały.
-Ok?-poczułam obok siebie syna Hermesa.
-Jasne. To co robimy?-tak naprawdę wiedziałam, miałam ich poprowadzić. Wszyscy zbiegli się i stanęliśmy w kole.
-Więc...Ktoś ma jakiś pomysł?-usłyszałam Argeę.
-Ja wiem.-odezwałam się pewnie. Byłam pewna, że wszyscy wlepiają we mnie wzrok.-Prawdopodobnie wiem, gdzie jest ten ślepiec.
-Gdzie? Przeniosę nas tam.-Wpadkaa.
-Właśnie o to chodzi, że nie wiem dokładnie. Wiem gdzie mamy iść.-nie dowierzali.-Matka dała mi błogosławieństwo i poczuje kiedy będziemy blisko.-wypaliłam bez zastanowienia. Mimo to zgodnie skinęli głowami.-Tylko jak będziemy podróżować?-spróbowałam zmienić temat.
-Możemy "pożyczyć" jakieś auto.
-Odezwał się syn Hermesa.-Syntia była zmęczona, chyba nie za bardzo się wyspała.
-Ale to chyba nasza jedyna szansa.-wiedziałam, że Argea nie lubiła kraść rzeczy.
-Kto prowadzi?-musieliśmy przecież to ustalić nie? Nagle wszyscy zmarkotnieli.-Aha.-podsumowałam.-Kto POTRAFI jeździć?
-Na mnie się nie patrz!-córka Hadesa. Oczywiście.-Nie miałam czasu uczyć się jeździć!
-Yyy...Ja raczej też nie.-wyjąkał Nico.
-Syntia?-zapytałam z nadzieją w głosie.
-Nie chcesz mnie widzieć w takim stanie za kółkiem.-powiedziała z nieukrywanym westchnieniem. Odwróciłam się do mojego chłopaka. Mogę go już tak nazywać?
-Tak, wiem. Mam dziewiętnaście lat. Ale nie potrafię kierować auta. No co? Zawsze wolałem pegazy lub konie.-wzruszył ramionami.-Ale jako przykładne dziecko Hermesa potrafię odpalić na kablach.- Dajcie wóz ślepemu. Świetnie!
-Dobra. Ja prowadzę.-przewróciłam oczami.-Ale wy zajmujecie się "pożyczką".-pokazałam cudzysłów.-Ja sobie poczekam.-założyłam ręce na piersi i upadłam pod drzewo.
Godzinę potem jechaliśmy srebrnym BMW w linii prostej, w drugą stronę od Nowego Yorku. Miałam doprowadzić ich prosto i przez fale. I chyba wiedziałam, gdzie to jest. Wymijałam auta jak szaleniec. Syntia z tyłu pomiędzy Nico a Argeą i na pewno wyglądała jakby chciała zwymiotować.
-Na pewno potrafisz prowadzić?-jęknęła cicho.
-Nie.-wzruszyłam ramionami.
-CO?!-krzyknęli jednocześnie z tyłu. Jonathan odsypiał obok.
-No co?-przewróciłam oczami i skręciłam w lewo robiąc przy tym niezłego drifta. Jestem świetna! Wszyscy zgodnie jęknęli.-Szybko się uczę!-zapewniłam ich i wyminęłam jakąś babkę która ślimaczyła się przede mną. Niestety Jonathan uderzył głową w szybę.-Oj. Przepraszam.-puściłam kierownice i poprawiłam mu włosy. Tak wiem. Nie musicie nic mówić. Nie dość że ślepa to jeszcze puszcza kierownicę. Usłyszałam krzyki z tyłu więc wróciłam rękoma z powrotem. Jeszcze nic nas nie zaatakowało. Jak zwykle zapeszyłam. Wyczułam potwora kilka metrów za nami.-Uwaga!-skręciłam mocno w lewo przebijając barierki.
-O co ci chodzi?!-No cóż, Nico. Zaraz dogoni nas cyklop.
-Na trzy wyskakujemy!-krzyknęłam.
-CO?!-Jonathan wydarł mi się do ucha.
-Trzy!-wyskoczyłam, po czym przeturlałam się w przód odrywając zawieszkę. Od razu rozdzieliłam ją na dwa ostrza. O niebo lepiej walczyło mi się tak. Usłyszałam jak pozostała czwórka upada twardo kilkanaście metrów ode mnie. Dobrze, bo auto właśnie wpadło w łapy olbrzymiego cyklopa. Miał zielone oko na środku czoła, a ubrany był w skóry. No i zamiast miecza miał dość dużą kość udową. Kiedy zobaczył, że nie ma nas w środku ryknął rozwścieczony i rzucił się...oczywiście na mnie! Odparowałam jego atak i jednocześnie nasłuchiwałam jakiekolwiek pomocy od strony przyjaciół. Nie? Świetnie!
-Tyy!-poczułam jego, naprawdę, nieświeży oddech. No tak! Z pięć lat temu pokonałam jakiegoś cyklopa!
-No cześć!-odskoczyłam w chwili kiedy wbił miecz pomiędzy moje stopy. Argea oprzytomniała, podbiegła i wbiła mu miecz w bok. Co dziwne, nie rozsypał się w proch. Z tego co usłyszałam Syntia oplotła jego stopy winoroślą, a Nico próbował zepchnąć go do szczeliny. Wspólnie wykończyliśmy go w niecałe dziesięć minut. Jonathan podbiegł do mnie i obejrzał moją twarz, ręce i nogi. Czułam, że jestem nieźle zadrapana. No, jak się spadnie na kamienie...
-Nikomu nic nie jest?-zapytałam.
-Raczej nie.-wydyszała Syntia.-Muszę odpocząć.-opadła na ziemię.
-Ok. Zostaniemy tutaj na noc. Chodź Nico. Pójdziemy po drewno na opał.-usłyszałam tylko jak dzieci Hadesa wbiegają w las. Opadłam cicho obok córki Dionizosa.
-Hej.-odezwałam się prawie szeptem.
-No cześć.-podniosła głowę.-Przepraszam. Szybko się męczę.
-To chyba rodzinne.-chłopak prychnął z rozbawieniem ustawiając kamienie, pewnie w okrąg na ognisko.
Chciałabym powiedzieć, że jestem ślepa. Zwłaszcza jemu. Ale na razie nie mogę. Kiedyś powiem. Na pewno. Przybiegło nasze kochane rodzeństwo. Akurat zaczęło się ściemniać. Rozpaliliśmy ognisko. Syntia od razu odpadła, zawijając się w koc. Nico po cichu rozmawiał z Argeą. Więc odnalazłam Jonathana i oparłam głowę o jego ramię. Gładził mnie spokojnie po włosach. Tak pomyślałam, że miło by było go zobaczyć. Ale brak wzroku miał też swoje zalety. Lubiłam ludzi za charakter i nie byłam powierzchowna. Zawsze jakieś pocieszenie. Chyba się uśmiechnęłam, bo poczułam jak szczęście bije jasno od Jonathana.
-Co się szczerzysz?-pchnęłam go lekko w pierś.
-A tak o. Jak ty się uśmiechasz to ja też..-czyli jednak się uśmiechnęłam. Westchnęłam cicho i wtuliłam się mocniej w jego koszulkę.
-Dobra gołąbki.-przerwał nam głos Argei.-Kto pierwszy na warcie?
-Ja mogę.-wstałam ochoczo.-Jestem pełna energii.-ścisnęłam syna Hermesa i usiadłam na ziemi.
Nie miałam ochoty spać. Nie lubiłam spać. Podobno we snach ludzie niewidzący widzieli. Ja nie. Nawet tam panowała ciemność. To dziwne, że nigdy nie widziałam jakiegokolwiek koloru, oprócz czerni? Tak, raczej tak. Więc siedziałam, tak. W całkowitych ciemnościach, aż Nico pozwolił mi zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz